Od rana bezchmurne niebo i piękne słońce, trudno więc wysiedzieć w domu ;-)
Z Torunia wyjeżdżam DDRem i dojeżdżam nim do Unisławia. Dalej lecę na Gzin, a zdjęcie przedstawia miejsce tuż przed rozpoczęciem zjazdu do Czarży. W oddali widać Dolinę Wisły.
Z Czarży miałem jechać do góry przez Czemlewo, ale pojechałem naokoło przez Rafę. Bardzo przyjemna droga - dobry asfalt, dużo lasów, minimalny ruch.
Po dojechaniu do Wałdowa trochę się zamyśliłem, trochę remont drogi mnie skołował i zapomniałem skręcić w lewo do Bolumina. W efekcie zjechałem w dół w stronę Ostromecka. Aby nie nadkładać drogi zdecydowałem się na skrót. A skrót jak to skrót, zazwyczaj lepszy jest w fazie pomysłu niż realizacji.
Bynajmniej się nie zgubiłem, po prostu droga leśna była po ostatnich ulewach strasznie grząska, do tego rozjechana przez leśników wycinających drzewa. Jakoś jednak pokonałem ten odcinek, choć kawałek musiałem pchać rower.
Nogi dzisiaj słabo podawały, chyba nie miały świeżości po czasówce poniedziałkowej. Siła by jechać statecznym tempem non stop była, ale wszelkie zrywy i podjazdy nie szły. Odpuściłem więc górki i dalej pojechałem już niebieskim szlakiem przez Zarośle Cienkie. Trochę połaziłem po lesie w poszukiwaniu grzybów.
Do Torunia wjechałem od strony Przysieka, przy okazji podjechałem zobaczyć jak idą postępy w budowie wyrzutni rakietowej Ojca Rydzyka.
Wyszło więc 100 km i 7 grzybów. Pysznie! Poniżej ostatnie chwile grzybów.
Podejście pierwsze było 3 tygodnie temu. Było wtedy tak: KLIK
Próba dość spontaniczna, bo wyszedłem sobie po prostu na rower, a okno pogodowe ze słońcem mnie zachęciło do zmierzenia się z samym sobą. Miało to o tyle znaczenie, że nie miałem opon nabitych na maxa.
Dzisiaj pojechałem trochę inaczej niż ostatnio, kiedy początek miałem bardzo ostrożny. Dziś tak dupowaty nie byłem, poszedłem od razu ostro z kopyta. Chciałem sprawdzić czy jestem w stanie przejechać całość na maksymalnych obrotach. A te były tak maksymalne, że chyba 2-3 razy rozważałem rezygnację, bo wypluwałem sobie płuca.
Ostateczny czas to 33 minuty i 10 sekund. Średnia prędkość 28,9. Poprzednim razem było 34 minuty i 16 sekund a średnia 28,0. Poprawa więc znacząca, ale wciąż dużo brakuje mi do Kasy i jego 31 minut i 56 sekund. Z tą różnicą, że on zrobił to na szosówce. Mi aż do podjazdu w Jedwabnie udawało się utrzymywać średnią powyżej 30, ale niestety końcówka z 2 podjazdami była już w moim wykonaniu dużo słabsza. Tak czy owak mam duże powody do zadowolenia ;-)
Póki co więc rekordy wyglądaja tak:
1. Kasa 31:56, V avs 30,1 km/h [rower szosowy] 2. Olo 33:10, V avs 28,9 km/h [rower nieszosowy] 3. Olo 34:16, V avs 28,0 km/h [rower nieszosowy]
Niestety sports trakcer nawalił, czas zarejestrował całości, ale dystans tylko 7 km. Nie za bardzo ogarniam ten program.
z braku koncepcji szybka pętla. Nie gnałem jakoś specjalnie, ale też nie było tak zupełnie spokojnie. Takim swoim, mocnym równym tempem bez jakichkolwiek postojów. Trochę mżyło, ale generalnie pogoda przyzwoita, niezła na rower.
- Do Obrowa pod wiatr, asfalt przed samym Obrowem "taki sobie", po 24 km V avs 23,6 km/h - Dalej z wiatrem krajówką, w Lubiczu po 35 km V avs 25,0 km/h - Urozmaicam trasę "odbiciem młyńskim" :P z podjazdami pod Jedwabno i Wodociągi. Na wjeździe do Torunia V avs 25,2 km/h.
Podwieczorna chwila kręcenia. Nigdy nie zjechałem w Silnie w stronę Wisły, więc pojechałem zobaczyć co tam jest. A jest całkiem ładnie, za jakiś postaram się tam jeszcze wrócić i trochę pobuszować ;-)
Droga jest szutrowa, ale kawałek wyasfaltowany, przez chwilę czułem się jak na Donauradweg ;-) Do tego piękne kolory wieczornego słońca i nadchodzącej jesieni. Napotkałem też dawny budynek pruskiej straży granicznej z XIX wieku, obecnie należący do harcerstwa.
Przy okazji następnej wizyty postaram się odszukać innych miejsc:
Obiekty krajoznawcze: We wsi znajduje się dawny budynek pruskiej straży granicznej z XIX w., unikalny wodowskaz z XIX w. pokazujący poziom wody w Wiśle i dwa cmentarze: ewangelicki z XIX w. oraz dla wyłowionych z Wisły topielców. Na cmentarzu znajduje się mogiła zamordowanego przez Niemców w listopadzie 1939 r. miejscowego nauczyciela, Paula Hinza. Poza tym w miejscowości stoi pomnik ofiar terroru hitlerowskiego zamordowanych w latach 1939–1945 oraz budynek szkoły z końca XIX w.
W obie strony jechałem tak samo, więc z lenistwa wyrysowałem trasę tylko jeden raz ;-)
Serwis Bio Bike na Kościuszki miło mnie zaskoczył porannym smsem. Wczoraj oddałem koło, dziś rano było już do odbioru na nowej obręczy. Czas i kilometry pokażą jaka jest jakość tej obręczy i roboty ;-)
Poszedłem przetestować, jedzie się w porządku, nie miałem pomysłu na trasę więc zrobiłem kilka podjazdów w Lubiczu i wróciłem do domu.
rower w kiepskiej kondycji, więc całość drogi z Gdańska do Torunia musiałem przejechać pociągami. Wątpliwa przyjemność trwająca 5 godzin i kosztująca 40 zł :P
W planach było pojeździć sobie różnymi Dolinami Parku i pojechać po Magdę do pracy. Niestety na dziesiątym kilometrze plany się skończyły, ale o tym za chwilę.
Najpierw zgodnie z planem, trochę asfaltu, a potem bardzo ładna szutrówka, pod górę, potem fajny zjazd.
Niestety sielanka trwało krótko, nagle coś pierdykło. Myślałem, że może gałąź się zaplątała i urwała mi hak przerzutki, a tu po prostu jakiś kamyk się zaplątał w tylnym błotniku i trochę go rozerwał. Podziurawił przy tym oponę, ale ta miała i tak już 20 tyś. km, więc była w dość przeciętnej kondycji. Przy zmianie dętki zauważyłem też pękniętą obręcz. Na ile to kwestia tego zdarzenia nie wiem, ja mam swoje podejrzenia związane ze zbyt mocnym naciągnięciem szprych półtora tygodnia wcześniej. Zostawiłem wtedy rower u Janka bo stukała piasta i bębenek, a oni szukali stuków w szprychach i je naciągnęli. Na moje za mocno, ale nie będę tam teraz jeździł i się wykłócał. Ot profilaktycznie przestanę tam zaglądać. W ogóle nie lubię roweru nikomu zostawiać, najlepiej jest wszystko robić samemu. W razie co pretensje można mieć tylko do siebie, a przy tym się czegoś człowiek nauczy. Tylko niestety najpierw trzeba trochę wydać na warsztat.
Dętkę wymieniłem, zabezpieczyłem dziurę w oponie łatką do opon, którą woziłem ze sobą 3 lata [wreszcie się przydała :P] i wróciłem do domu rezygnując z dalszej trasy. Tam zostałem skarcony wymownym spojrzeniem przez Małego :P
do Gdańska najkrótszym wariantem wychodzi mi niecałe 200 km. Ale jest to DK91, już jechałem, nuda. Wybrałem więc najkrótszą, tak ażeby zdobyć jakieś gminy ;-)
wyjazd z Torunia o 8.15. Zakładałem sobie 20 km / h brutto, więc postoje były krótkie i rzadkie. Ostatnie 100 km to postoju jako takiego nie miałem wcale, ot raz na siku i zakup wody, a raz żeby obczaić mapę.
Trasa przyjemna, drogi puste, choć miejscami dziurawe. Zwłaszcza odcinek Tleń - Śliwice. Końcówka dużo trudniejsza za sprawą Kaszubskich pagórków, ale też i znacznie przyjemniejsza. Uwielbiam te okolice.
Do Magdy dojeżdżam o 21.40. W zasadzie śmiało mógłbym jechać dalej, sił nie brakowało, jedyne co to ból uda, który uprzykrzał jazdę gdzieś od połowy trasy.
Z domu zabrałem masę żarcia - tosty, jajka, kotleta, jakiegoś banana, 3 batony więc i w wydatkach zmieściłem się na poziomie 10 zł - 3x woda i 2 x puszka coli ;P
nowe gminy 2: Lipusz, Sierakowice.
trasa mniej więcej taka [takie byly plany, zaszly tylko drobne zmiany ;-)]