Debiut świeżo kupionej schwalbe marathon na tył. W ten sposób oba koła są już wyposażone w tą oponę. Wielkiej różnicy w porównaniu do poprzednika - Geaxa - nie wyczułem, ale mam nadzieję, że przynajmniej zapomnę co to jest łapanie kapci ;-)
Się fajnie jechało. Pomimo wiatru się fajnie jechało. Się zajechało pod sklep w Turznie, się poczekało aż Kasa coś tam kupi. Się ruszyło spod sklepu i nagle się odkryło w swoim rowerze tylnego amora. Niestety to nie był amor, a kapeć. No to zdejmowanie kółka i się znalazło małą dziurkę w oponie. Coś ostrego musiało ją przebić, a przy okazji potraktować dętkę.
Wymiana, pogawędka z mieszkańcem Turzna, który zaoferował dobrą pompkę i powrót do domu. Dziurę w oponie od wewnątrz zakleiłem łatką, zawsze to jakaś izolacja. Do domu spokojnie dojechałem, ale mam wrażenie, że powietrza po drodze mi trochę ubyło. Po świętach dokładnie to obejrzę, ale i tak miałem zamiar kupić nową oponę na tył. Ot po prostu stanie się to trochę szybciej ;-)
Piękne słoneczne popołudnie zmusiło mnie do ruszenia się z domu. Trochę wiatr ze wschodu wiał, a że nie chciało mi się z nim walczyć to pojechałem do lasu. Mojego ulubionego lasu. Dobre, utwardzone, w miarę równe szutry, cisza, spokój i zero ludzi. Spotkałem za to kilka saren, a nad głową cały czas świergoliły różne ptaszyska ;-)
Na koniec jeszcze zajechałem na statoila dotankować ciśnienie w oponach.
Trasa wymyślona i zaplanowana została przez Polssona. Z Torunia wyruszyliśmy o 8 rano. Pierwsze 60 kilometrów grzaliśmy ostrym tempem, mieliśmy wówczas średnią na poziomie 24,8 km/h. Po minięciu Świecia przejechaliśmy kawałek fatalną drogą wojewódzką i odbiliśmy na Drzycim. Dalej Lniano, aż dotarliśmy do Tlenia.
Tleń to popularne w regionie miejsce wypoczynku. Znajduje się tu ładne miasteczko, czyste jezioro a całość leży we Wdeckim Parku Krajobrazowym.
Po minięciu Osie miał miejsce prawdziwy dramat drogowy. Robotnicy kładą nową wylewkę i chwała im za to. Tylko dlaczego zdarli nawierzchnię na odcinku 15 km, skoro są dopiero na jego początku? Teraz przez miesiąc ludzie muszą męczyć się jazdą po totalnych dziurach. Było tak beznadziejnie, że prędkość rzędu 20 km/h była wyczynem a zarazem udręką dla tyłka.
Niestety dalej droga również nas nie rozpieszczała. Po minięciu Jeżewa mieliśmy dojechać drogą wojewódzką nr 272 do Grudziądza. I dojechaliśmy. Pierwszy raz w życiu widziałem drogę wojewódzką bez asfaltu.
Do Grudziądza dojechaliśmy około 15.30. Tam krótki postój w McDonaldsie a następnie dojazd pod szpital, gdzie załadowaliśmy się do Polssonowego busa i wróciliśmy do Torunia.
O 9 rano pod moją klatkę schodową podjechał bus, za kierownica którego siedział Polsson. Wszystko za sprawą faktu, że razem z Kasa wybierali się na wyścig MTB do Bydgoszczy. Korzystając z okazji zabrałem się z razem z nimi, aby pojechać w nowe dla mnie okolice.
Pierwotny plan był taki aby okrążyć cały Zalew. Wymagało to jednak przepedałowania około 140 km, a że nie do końca miałem tyle czasu to ograniczyłem się do skromniejszego obejrzenia okolicy.
Najpierw odwiedziłem wschodnią stronę Zalewu, a konkretniej Pieczyska. Sporo różnych domków, ośrodków - w lato pewnie miejsce to tętni życiem. Mnie najbardziej podobała się ścieżka rowerowa, która w przeciwieństwie do biegnącej obok drogi była świetnej jakości i biegła na odcinku paru kilometrów. Co więcej, nie kończyła się nagle trawnikiem, drzewem itp, a łączyła się z główną drogą. Jednak można w Polsce zrobić dobrą ścieżkę :)
Następnie wróciłem do Koronowa, skąd wybrałem się na wycieczkę po zachodniej części Zalewu. Tutaj czekał na mnie piękny asfalt na odcinku 8 km aż do przeprawy promowej. Szosa biegła dalej, ja jednak musiałem zawrócić.
Na koniec jeszcze jedno zdjęcie i co sił w nogach gnałem z powrotem do Bydgoszczy. Tam czekali już na mnie chłopaki, którzy wyścigu wprawdzie nie wygrali, ale pamiątkowe medale zawisły na ich szyjach. No a poza tym wynik na pewno nie odzwierciedla przebiegu wyścigu ;-)
Początkowo chciałem jeszcze w Toruniu dokręcić parę kilometrów do setki, ale doszedłem do wniosku, że jest to sprzeczne z moimi zasadami i całkowicie idiotyczne. Zrobiłem wycieczkę na 95 km to i nie ma co więcej się szarpać ;-)
W planach było także Stolno, ale niestety źle skręciłem w Papowie Biskupim, a potem zgubiłem się na szutrówce między polami. Za dużo czasu do zastanawiania się nie miałem bo goniły mnie tam psy i wyszło jak wyszło :P
Trasa przejechana samotnie, nie do końca dobrze mi się jednak dziś jechało. Wszystko mnie drażniło - wiatr, droga, siodełko, bagażnik, torba, kask. Jakoś jednak się doczłapałem do domu.
Jutro szykuje się kolejny wypad, tym razem nad Zalew Koronowski.
i z powrotem. Krótki wyjazd byle rozprostować trochę kości ;-) Dość wietrznie, ale dało się ten wiatr pokonać. Za to weekend zapowiada się już mocno rowerowo :)
Zamontowałem sobie bagażnik, założyłem sakwy, upchnąłem do nich namiot i pojechałem na działkę zobaczyć jak to wszystko wygląda.
Pomimo wiatru w okolicach 8 m/s jechało się dobrze, w przeciwieństwie do samotnego rozstawiania namiotu. Nie jest to mały namiocik, waży prawie 4 kg, ale w imię komfortu jestem w stanie to zaakceptować ;-)
W końcu namiot stanął jak trzeba, wyczyściłem go, sprawdziłem czy mieści się rower i zapakowałem z powrotem do sakwy, gdzie musi poczekać do jakiejś wyprawy. Chciałoby się już dziś ruszyć gdzieś w drogę ;-)