Faktycznie miasto zakochanych. Pierwsze co rzuca się w tym mieście w oczy to cała masa spacerujących młodych mam i tatusiów z wózkami dziecięcymi :P
Przyzwoite tempo - wyjazd po 13, powrót przed 19. Po drodze nie było zbyt wiele atrakcji. Najpierw gnałem szosą do Unisławia, a dopiero potem skręciłem w nieco dziurawe lokalne drogi. W okolicy doliny Wisły były małe góreczki, poza tym dość płasko. Wdrapałem się na górę Św. Wawrzyńca, skąd rozciąga się ładny widok.
Mała przejażdżka razem z Polssonem i kawałek również z Kasą. Dość chłodno i wietrznie, ale mimo to średnia bardzo przyzwoita. Tym samym padł pierwszy tysiąc km w tym roku :)
Do Rypina dotarłem bez żadnego większego postoju. Miasto położone jest na dwóch górkach, stąd najpierw trzeba zjechać ostro w dół, a potem się wspiąć do góry. W centrum natknąłem się na dość ciekawe centrum handlowe.
Po wyjeździe z Rypina coraz bardziej dawał o sobie znać wiatr, który nieustannie wiał z różnych kierunków. Około 80 km zatrzymałem się więc na 10 minutowy postój.
W Skępem byłem o 16.50. Powrót pociągiem Arrivy był czystą przyjemnością. W środku było czysto, wygodnie i ciepło. Próg był na wysokości peronu - nie musiałem dźwigać roweru. Do tego specjalne haki do powieszenia dwóch kółek. Koszt: 9,66 zł. Długość trasy: 56 km, czas przejazdu około godziny.
Moja tradycyjna trasa do Młyńców. Nie jestem do końca pewien czy idealnie skalibrowałem licznik, ale chyba jest ustawiony w miarę dobrze. Tempo turystyczne, pogoda ładna, wycieczka udana.
No i przy okazji mini jubileusz - peklo moje pierwsze 5000 km na bikestatsie ;)
Kurier przyniosl dzis nowiutka opone schwalbe marathon, to i trzeba bylo ja przetestowac. Zamiana Rubeny 26 x 1,90 za 19 zl na nieco drozsza oponke 26 x 1,50 robi roznice.
Wycieczka zaczęła się w moim stylu. Nigdy nie należałem do osób urodzonych pod szczęśliwą gwiazdą, a już tradycją jest, że każdy większy wyjazd rowerowy muszę uczcić jakimś wyczynem - a to coś rozwalę, a to złapie kapcia.
O 9 rano otworzyłem schowek rowerowy i już wiedziałem, że mój wyjazd się lekko opóźni. Na szczęście jutro/pojutrze kurier przyniesie mi nową oponę na przód - Schwalbe Marathon i może skończą się te przebite dętki ;-)
Wymiana, mycie rąk, wycieczka na stację aby skorzystać z kompresora poskutkowały tym, że tak na serio to wyjechałem tuż przed 10. Żeby nie było mi tak wesoło to zaraz wkopałem się w las, w którym panowały na przemian błoto i piaskownice. Opony miałem dość mocne dopompowane, więc fragmentami musiałem nawet prowadzić rower.
Wiatr miał wiać z południa. Przynajmniej takie były założenia. Około 10 rano zadecydował jednak, że zmieni swój kierunek i powieje trochę z północy. Jakby tego mało to gdzieś pod Wąbrzeźnem się zgubiłem. Urwała się droga, pojawiło się kilka gruntówek. Bagno jak cholera, a jeszcze jak na złość mnie ciągle jakieś psy goniły.
Później na szczęście było już lepiej. Zaliczyłem kolejno 9 nowych gmin do kolekcji: - Wąbrzeźno - Wąbrzeźno - gmina miejska - Książki - Dębowa Łąka - Bobrowo - Jabłonowo Pomorskie - Świecie nad Osą - Radzyń Chełmiński - Gruta.
Poranne opóźnienia spowodowały, że cały wyjazd nieustannie się spieszyłem. O 19 miałem bowiem pociąg z Grudziądza do Torunia. Po lekkim błądzeniu po tym mieście ostatecznie na dworcu zameldowałem się o 18.40.
Pierwszy raz w życiu jechałem pociągiem Arrivy. Bilet studencki kosztował 4 zł z groszami, rowerowy 5 zł z groszami. Z tyłu znajdował się osobny przedział, w którym było dużo miejsca dla rowerów. Drzwi bardzo szerokie, nie ma problemu wejść z rowerem, nawet jeżeli miałby założone sakwy. Jedynym minusem były strome schody przy wejściu do wagonu. W Toruniu byłem o 20.25
Sobote i wiekszosc niedzieli spedzilem w Chelmnie na wyjazdowym zebraniu zarzadu stowarzyszenia. Wrocilem do domu w niedziele po 17, dostalem sygnal od Polssona i Kasy, ze wracaja z krecenia setki. Szybko wiec ruszylem wyjechac im naprzeciw, a potem pokrecilem sie jeszcze troche po Toruniu.
Wróciłem około 17.00 z uczelni, a o 17.55 poszedłem na spontaniczny rower z Kasą i Polssonem.. Oprócz krótkiej przejażdżki do Kopanina wyszła z tego jeszcze pętelka po Toruniu.
Po powrocie do domu zdałem sobie sprawę, że równo rok temu zachciało mi się jeździć na rowerze i popełniłem pierwszy wpis na bikestatsie. Rocznica została więc symbolicznie uczczona ;-) Rok temu zrobiłem 12 km, dzisiaj 39. Można więc powiedzieć o jakimś progresie ;-)