Wycieczka zaczęła się w moim stylu. Nigdy nie należałem do osób urodzonych pod szczęśliwą gwiazdą, a już tradycją jest, że każdy większy wyjazd rowerowy muszę uczcić jakimś wyczynem - a to coś rozwalę, a to złapie kapcia.
O 9 rano otworzyłem schowek rowerowy i już wiedziałem, że mój wyjazd się lekko opóźni. Na szczęście jutro/pojutrze kurier przyniesie mi nową oponę na przód - Schwalbe Marathon i może skończą się te przebite dętki ;-)
Wymiana, mycie rąk, wycieczka na stację aby skorzystać z kompresora poskutkowały tym, że tak na serio to wyjechałem tuż przed 10. Żeby nie było mi tak wesoło to zaraz wkopałem się w las, w którym panowały na przemian błoto i piaskownice. Opony miałem dość mocne dopompowane, więc fragmentami musiałem nawet prowadzić rower.
Wiatr miał wiać z południa. Przynajmniej takie były założenia. Około 10 rano zadecydował jednak, że zmieni swój kierunek i powieje trochę z północy. Jakby tego mało to gdzieś pod Wąbrzeźnem się zgubiłem. Urwała się droga, pojawiło się kilka gruntówek. Bagno jak cholera, a jeszcze jak na złość mnie ciągle jakieś psy goniły.
Później na szczęście było już lepiej. Zaliczyłem kolejno 9 nowych gmin do kolekcji: - Wąbrzeźno - Wąbrzeźno - gmina miejska - Książki - Dębowa Łąka - Bobrowo - Jabłonowo Pomorskie - Świecie nad Osą - Radzyń Chełmiński - Gruta.
Poranne opóźnienia spowodowały, że cały wyjazd nieustannie się spieszyłem. O 19 miałem bowiem pociąg z Grudziądza do Torunia. Po lekkim błądzeniu po tym mieście ostatecznie na dworcu zameldowałem się o 18.40.
Pierwszy raz w życiu jechałem pociągiem Arrivy. Bilet studencki kosztował 4 zł z groszami, rowerowy 5 zł z groszami. Z tyłu znajdował się osobny przedział, w którym było dużo miejsca dla rowerów. Drzwi bardzo szerokie, nie ma problemu wejść z rowerem, nawet jeżeli miałby założone sakwy. Jedynym minusem były strome schody przy wejściu do wagonu. W Toruniu byłem o 20.25
Miło wiedzieć, że ktoś tak dobrze kojarzy moją zabitą dechami dziurę i nie myli jej z Siemianowicami Śląskimi - co zdarza się nagminnie - nawet dziennikarzom z Wiadomości TVP1 :] Niestety, warkotu motocykli żużlowych połączonego ze specyficznym zapachem już dawno nie było w mieście słychać/czuć, choć podobnoż ma to ulec zmianie (tak przynajmniej gadali przed wyborami ;)) Pozdrawiam:)
No to pozostaje zyczyc powodzenia. A Swietochlowice chetnie bym rowerem zaliczyl, jeszcze jakby przy okazji zawarczaly motocykle na "Skalce" to byloby pieknie :)
Ciekawy projekt z tym zdobywaniem gmin. A ile ich mamy w kraju w sumie? Przyznam, że myślałem kiedyś o powiatach, kto wie, może mnie Twój blog zmobilizuje, żeby zacząć to systematyzować? Nie wiem, czy wiesz, ale jest facet, Pan Mieczysław Parczyński, który objechał rowerem wszystkie miasta w Polsce. Pozdrawiam, życzę wystrwałości w zdobywaniu kolejnych gmin (i zapraszam też do mojej - choć jest spory kawałek od Grudziąca/Torunia;))