Wyjątkowo ładna pogoda tej jesieni zachęca do jazdy. Tymczasem ja ostatni raz setkę zrobiłem bodaj w lipcu. Dziś nadarzyła się doskonała okazja by nadrobić zaległości. Aura sprzyjała - było ciepło i bezwietrznie. Oby się tak utrzymało do niepodległościowej wyprawki na azymut ;-)
Wyjazd o 10.45, po drodze tankowanie powietrza na statoilu. Miałem dzisiaj chyba dobry dzień, bo nawet skorzystałem ze ścieżek rowerowych. Co więcej miałem chyba nawet bardzo dobry dzień, bo nowowybudowane - na ul. Szosa Lubicka i Mickiewicza oceniam pozytywnie. Równy asfalt, zerowe krawężniki. Mimo to nadal będę stał przy zdaniu, że dużo lepiej jakby wybudowali pasy rowerowe wbudowane w jezdnie.
Toruń opuściłem krajową 80, którą przejechałem aż do skrętu na Zamek Bierzgłowski. Dalej zapuściłem się na niebieski szlak rzekomej przyjaźni toruńsko - bydgoskiej. Nim dojechałem aż do Ostromecka. Stan szlaku jest dużo lepszy niż owej "przyjaźni" łączącej oba miasta ;-)
W Ostromecku skierowałem się na Rafę, Czarże i tak jechałem aż do Kokocka. Po drodze przez około 10 km próbowałem dotrzymać kroku jegomościowi na szosówce. Nawet dawałem radę, ale z całą pewnością on miał jeszcze zapasy ;-)
W Kokocku skręciłem na Unisław, po drodze zaliczając całkiem przyzwoity podjazd. Przydałoby się więcej takich w naszej okolicy. Z Unisławia do Torunia wróciłem prostą jak strzała drogą wojewódzką nr ileś tam.
Trochę straciłem formy od wakacji, bo wróciłem do domu nieźle wypompowany. Z drugiej strony zrobiłem sobie tylko 2 postoje, w domu byłem o 16, czyli od wyjścia z domu do powrotu minęło tylko 5 godzin i 15 minut.
No i przy okazji wykręciłem dziś swój kilometr nr 10 000 w karierze ;-)
zasadniczo nie lubię specjalnie cisnąć na rowerze. z racji jeżdżenia ostatnio głównie po mieście [Dublin i Toruń] ostatni raz średnią powyżej 22 km/h wyciągnąłem pewnie ze 2 miesiące temu. Do tego było dość chłodno, co sprzyja szybszej jeździe.
Trasą do końca dobrego asfaltu w kierunku Obrowa, czyli okolice jeziora w Silnie. Była to przy okazji pierwsza przejażdżka ze świeżo zakupionym lowriderem.
na zajęcia, z których odbyły się tylko jedne i to trwające 45 minut ;-)
mieszczuch radzi sobie świetnie i jest bezkonkurencyjny w rywalizacji zarówno z samochodem jak i autobusem.
warto zauważyć, że przed świeżo wybudowanym wydziałem humanistycznym, [sąsiadującym z moim wydziałem] zbudowano całkiem przyzwoity parking rowerowy. Całkiem przyzwoity bo stojaki mogły by być ustawione w nieco większym odstępie. Mimo tego cieszył się rano sporym powodzeniem.
Po dwóch miesiącach separacji z moim rowerem stwierdzam, że jest to bardzo dobra maszyna. W porównaniu do - wcale nie takiego słabego - górala mojej siostry, jeździ wręcz szatańsko. Choć z racji przyzwyczajenia się do węższej kierownicy początkowo czułem się na Hexagonie jakbym jechał motorem ;-)