W nocy było dość zimno, jednak w namiocie temperatura utrzymywała się w okolicach 10 stopni, a pod śpiworami [dwoma połączonymi ze sobą ;-)] było [jeśli wierzyć wbudowanemu tam termometrowi] około +29 stopni.
Od rana trochę deszczu, nadal bardzo zimno. Koło 11 pojawia się słońce, temperatura idzie w górę, my zaś kończymy śniadanie i przed południem ruszamy w drogę. Początkowo planujemy jechać do Malborka - a co dalej, to się zobaczy.
Po drodze drogi tradycyjnie słabe - dziurawe i nierówne. Magda trochę narzeka na formę, w chwilach wolnych od narzekania całkiem nieźle sobie poczyna.
W Malborku początkowo zajeżdżamy pod McDonaldsa, ale ochroniarz nie pozwala nam parkować rowerów przy stoliku. Jemy więc w przenośnej knajpce przy zamku i decydujemy się jechać dalej - do Tczewa.
W Tczewie Magda stwierdza, że próbujemy jechać dalej. Trochę ją holuje, ale wstępuje w nią demon, bo zapieprza ostro, a w samym Gdańsku gdy ja jadę już na oparach, ta wariatka zapieprza 25 km/h po ścieżkach :P
W sobotę od rana ciągle pada. Nie mamy więc wyrzutów sumienia z powodu spania do 11. Później deszcz się kończy, za to temperatura wynosi zaledwie 7 stopni. Decydujemy się zrobić dzień lenia - zanim byśmy się zebrali do wyjazdu to byłaby godzina 13, namiot byłby mokry, zimno, ryzyko deszczu i szukanie noclegu nas zniechęciło.
Magda jedzie do sklepu po zakupy, cały dzień spędzamy w namiocie lub jego okolicach. Na nudę nie narzekamy, czas leci bardzo szybko.
Kilka słów o polu namiotowym. Darmowy obiekt, bardzo ładnie urządzony, przy samej pochylni [obecnie w remoncie, więc widok wielkich statków przewożonych na rampach póki co możliwy jest tylko na zdjęciach - KLIK]. W sezonie jest tutaj ochroniarz, dostęp do prądu i wody [niezdatnej jednak do spożycia].
Z Torunia wyjeżdżam pociągiem w południe. Wysiadam godzinę później w Biskupcu Pomorskim, w okolicach Iławy. Cel na dziś to zdobycie kilku gmin i dotarcie nad Kanął elbląski, gdzie nad pochylnią Buczyniec umówiłem się z Magdą.
Początkowo jedzie się bardzo dobrze, dopisuje pogoda, jest słonecznie, wieje skośnie w plecy.
Wkrótce jednak zaczyna się chmurzyć i padać. Wobec straconego czasu na przeczekanie oraz fatalnego stanu dróg wojewódzkich decyduję na rezygnację z 3 gmin i skrócenie trasy. A drogi wojewódzkie w tym rejonie wyglądają tak:
Zbliża się wieczór, zaczyna się ściemniać, a dookoła robi mgliście. Jedzie mi się średnio, ale jakoś bez większych postojów docieram do Buczyńca. Pół godziny później przyjeżdża także Magda.
Nocujemy na darmowym polu rekreacyjno - namiotowym. Nie ma tutaj nikogo oprócz nas. Ja rozstawiam namiot, Magda zbiera drewno i rozpala ognisko. Pieczemy kiełbaski, pijemy piwko i po północy kładziemy się spać.
nowe gminy: Kisielice, Susz, Prabuty, Stary Dzierzgoń
Podwójne nareszcie! Po pierwsze nareszcie: nareszcie krótkie spodenki i krótki rękaw. Nie dane mi było pławić się w zeszłotygodniowym słońcu, bo spędzałem kilka dni w deszczowej Irlandii :P Po drugie nareszcie: nareszcie można śmiało urozmaicać trasy poprzez jazdę w terenie, które przecież jeszcze niedawno znajdowało się we władaniu śniegu i błota.
Z Torunia wyjeżdżam drogą pożarową przez Las Papowski. Po zimie nadal jest w bardzo dobrym stanie, choć nie jest już tak idealnie ubita, wyszło trochę kamyszków.
Z Lasu Papowskiego wyjechałem wyjazdem prowadzącym do kościoła w Papowie Toruńskim. Droga poza krótkim odcinkiem leśnym dobrze ubita, twarda, jednak nieco nierówna. A oto kościół w Papowie, rzecz jasna gotycki (XIII w.)
W dalszą drogę udałem się w kierunku północnym i dotarłem do Kamionek nad jezioro. Tutaj kończy się wielkie sprzątanie i zaczynają przygotowania do majówki. Działa już pierwszy bar, gdzieś czuć zapach grilla. Wobec przedłużającej się zimy chyba nie będzie zbyt wielu śmiałków do kąpieli ;-)
Z Kamionek wydostaje się gruntówką, jednak ktoś niemądry wysypał tam sporo piachu i kawałek musiałem prowadzić rower. W końcu dojeżdżam do Wielkiego Rychnowa i wydostaję się na asfalt.
W Rychnowie w trakcie postoju minął mnie jakiś kolarz. No dobra, na oko to miał może 12 lat, ale za to ultra lekką szosówkę i poginał z wiatrem ponad 30 km/h. Udało mi się go doścignąć 4 km dalej, tuż przy kościele [z rodowodem oczywiście gotyckim, ale przebudowanym w XIX w. w stylu neogotyckim :P].
Następne kilkanaście kilometrów to słabe lub dramatycznie słabe asfalty z przerwą na jeden odcinek gruntowy. Droga prowadząca lasem do Okonina jest bardzo malownicza, ale o ile przyjemniej by się jechało gdyby było równo...
Po chwili po lewej stronie w oddali srebrzy się w promieniach słońca jezioro Okonin. Odbijam na małą chwilę na postój na dziką plażę:
Po chwili udaje się w dalszą drogę. W Elgiszewie skręcam w gruntówkę prowadzącą przez las do Młyńców. Tym samym Ciechocin [a konkretniej kościół :P] widzę tylko z drugiej strony malowniczej doliny Drwęcy:
Leśna droga do Młyńców została nieźle rozjechana przy wyrębie drzew. Wprawdzie następnie została spychaczami dobrze wyrównana, ale na wierzchu jest sporo luźnego materiału i miejscami koło się zakopuje. Postawiono także nowy mostek na Strudze Młyńskiej i wysprzątano teren dookoła. Bardzo ładne miejsce na postój, zwłaszcza że niedługo będą też ławeczki i stoły [są już metalowe podstawki].
Do Torunia wjeżdżam standardowo, czyli przez Jedwabno i Lubicz. /kamionki+i+okonin
poniedziałek był bezrowerowy. we wtorek powrót do domu niestety nie w całości na kołach z trzech powodów: 1) brak formy, 2 ) brak czasu bo jutro śmigam do Dublina i muszę ogarnąć w domu 3) wiatr w ryj.
w związku z powyższym wywiozłem się pociągiem do Laskowic [trochę ponad 2 godziny, 15 zł] a resztę pokonałem na kołach. wiało solidnie, no ale przynajmniej ciepło i sympatycznie. pociągiem bym jechał do Torunia ponad 5 godzin, co jest jakąś paranoją. pomimo wiatru w ryj jadąc z Laskowic na rowerze dojechałem tylko godzinę później.