W nocy było dość zimno, jednak w namiocie temperatura utrzymywała się w okolicach 10 stopni, a pod śpiworami [dwoma połączonymi ze sobą ;-)] było [jeśli wierzyć wbudowanemu tam termometrowi] około +29 stopni.
Od rana trochę deszczu, nadal bardzo zimno. Koło 11 pojawia się słońce, temperatura idzie w górę, my zaś kończymy śniadanie i przed południem ruszamy w drogę. Początkowo planujemy jechać do Malborka - a co dalej, to się zobaczy.
Po drodze drogi tradycyjnie słabe - dziurawe i nierówne. Magda trochę narzeka na formę, w chwilach wolnych od narzekania całkiem nieźle sobie poczyna.
W Malborku początkowo zajeżdżamy pod McDonaldsa, ale ochroniarz nie pozwala nam parkować rowerów przy stoliku. Jemy więc w przenośnej knajpce przy zamku i decydujemy się jechać dalej - do Tczewa.
W Tczewie Magda stwierdza, że próbujemy jechać dalej. Trochę ją holuje, ale wstępuje w nią demon, bo zapieprza ostro, a w samym Gdańsku gdy ja jadę już na oparach, ta wariatka zapieprza 25 km/h po ścieżkach :P