Niedziela jest dla mnie ostatnim dniem wyprawki. Z miejsca noclegu wyjechaliśmy o 10. Droga jest cały czas pofalowana, non stop prowadzi góra-dół. W Morągu tradycyjnie już odwiedzamy miejscową Biedronkę.
Dalej kierujemy się szlakiem i ponownie wjeżdżamy w teren. Ostatnie 17 kilometrów do Ostródy prowadzi świetny asfalt. W Ostródzie wsiadam w pociąg do Torunia, Magda zaś kontynuuje dalej podróż rowerem w kierunku północnym.
W sobotę wyjeżdżamy nieco później bo po 10. Złożyło się na to poranne lenistwo i kolejna moja wymiana dętki ;-)
Początkowo jedziemy tą samą drogą co wczoraj, potem odbijamy na zachód. Zdecydowaliśmy się pojechać skrótem do wioski Rychnowy, który okazał się być jednym wielkim bagnem, w którym ugrzązł także motocyklista. Jakoś nam się jednak udało przedostać, oczywiście sporo pchając rowery.
Postój robimy w Smoczej Dolinie, gdzie nad jeziorkiem stoi wiata i ławeczki. Stamtąd fantastycznie położonym asfaltem [góra-dół, lewo-prawo] dojeżdżamy do Elbląga. Wysoczyzna jest na prawdę bardzo ładną i atrakcyjną rowerowo krainą, choć niezbyt wielką.
W Elblągu dociążamy nasze sakwy kolejnymi Biedronkowymi zakupami. Jedziemy starą drogą krajową nr 7, obecnie o znaczeniu lokalnym. Pogoda się nieco zmieniła i do końca dnia co chwilę padało, dało się to jednak przeczekać pod drzewami.
Po zjechaniu z dawnej krajówki, sporo kilometrów przejeżdżamy po betonowych płytach, którymi wiedzie szlak rowerowy. Po drodze mijamy 4 pochylnie, które są niesamowitym wynalazkiem.
Obóz rozbijamy na darmowym campingu przy Pochylni Buczyniec. Piękne trawniki, ładne alejki, do dyspozycji są kibelki, dostęp do wody i prądu, a także wiaty. Na miejscu w czasie sezonu jest także ochrona.
Wieczór spędzamy słuchając meczu w radiu, mamy też okazję zobaczyć jak z pochylni korzysta ... malutka łódeczka ;-)
Pobudka o 7.00. Całą noc mocno padało, przestało dopiero nad ranem. Nocowaliśmy jednak w gęstym lesie więc i tak cały czas coś z drzew leciało. Szybko zwijamy mokre namioty i ruszamy w drogę przed 8.00.
W Sztutowie zatrzymujemy się przy obozie. Tam złapałem kapcia i rozpocząłem procedurę wymiany dętki, korzystając ze stojącej tam ławeczki. Po skończonej robocie podszedł do mnie Pan Parkingowy, wcisnął bilecik za parking i nakazał uiszczenie opłaty w wysokości 3 zł. Nie chciałem się ze złotówą spierać, machnąłem ręką i zapłaciłem.
Dalsza droga przebiegała przez Żuławy, po drodze mijamy kilka mostków zwodzonych. Mamy dużo szczęścia do dobrych asfaltów, pomaga nam też nieco wiatr, a niebo zaczyna się wypogadzać.
Minąwszy bokiem Elbląg wjechaliśmy na teren Wysoczyzny i skierowaliśmy się w stronę Braniewa. Po drodze chwila relaksu na plaży nad Zalewem. Asfalt początkowo dziurawy zmienia się w całkiem przyzwoity, do tego dochodzą malutkie podjazdy i ładne widoki.
Z Tolkmicka na Frombork zdecydowaliśmy się jechać szlakiem w terenie. Było sporo piachu, prowadzenia rowerów, a ostatecznie i tak się zgubiliśmy. W efekcie nadłożyliśmy sporo kilometrów.
We Fromborku robimy zdjęcia i zakupy, oczywiście w Biedronce. Dodatkowo obciążeni obieramy kierunek południowy. Nocleg znajdujemy nad Jeziorem Pierzchalskim, w nieczynnym jeszcze ośrodku. Mamy do dyspozycji jezioro, wiaty, ławeczki, kibelki toi-toi. Wszystko oczywiście za darmo, bo i też nikogo tam nie ma – ani obsługi, ani gości.
Zdobyte gminy: Sztutowo, Nowy Dwór Gdański, Elbląg x2, Tolkmicko, Frombork, Płoskinia.
Z Torunia wyjeżdżam pociągiem Arrivy o 11.59. Żegnany jestem przez rzęsisty deszcz. Wysiadam w Sztumie o 14.40 i kieruję się na Malbork. Rezygnuję z krajówki na rzecz bocznej drogi, która po kilku kilometrach przeistacza się w bruk. Do tego zaczyna padać. W Malborku oglądam zamek z zewnątrz i jadę dalej. Deszcz na chwilę odpuścił by po kilkunastu minutach wrócić ze zwiększoną siłą. Do tego cały czas wieje mi mocny wiatr w twarz.
Do Mikoszewa dojeżdżam koło 19.00, tam czeka na mnie Magda. Robimy zakupy i rozbijamy obóz w lesie między szosą a zatoką.
nowe gminy: Sztum, Malbork x2, Stare Pole, Nowy Staw, Lichnowy, Ostaszewo, Stegna