Niezwykle dlugi i wyczerpujacy wypad. Na ulice Studzienna i z powrotem. Przy okazji mala proba nowego ustawienia siodelka. Wydaje sie byc lepsze, moze zmniejszy to troche bol w karku odczuwalny przy dluzszych wypadach.
Mielismy wyjsc na poltorej godzinki, tak azeby wrocic na mecz ghana-niemcy. w rezultacie obejrzalem ostatnie 12 minut tego meczu.
Do Otłoczyna przez piaszczyste drogi poligonowe, gdzieniegdzie zastapione rozlatujacymi sie betonowymi plytami. Na jednej z piaskownic spadl mi lancuch. Po drodze zwiedzanie miejsca gdzie stala 18 wieczna kaplica ale przeniesli ja do Pobiedzisk. Znalezlismy tam obrazki z modlitwami, a takze plyte CD z muzyka jakiejs psychopatki ze stygmatami z Boliwii. Mamy ja odsluchac i zostawic innym.
Od Otłoczyna droga nadal gruntowa ale dużo ciekawsza. Sporo gorek i zjazdow, co znacznie uatrakcyjnialo jazde. Z ciekawostek: 4 razy przekraczalismy te same tory. Jeden z przejazdow byl zawsze zamkniety. Aby go otworzyc trzeba bylo zadzwonic do droznika. Polsson: nastepnym razem ja dzwonie!
Rower ksztalci! Przekonalem sie o tym kolejny raz. Kasa dowiedzial sie, ze zeby nastawic lancuch nie trzeba sie z nim silowac, a wystarczy go poluzowac. Jak widac mozna przejechac 17 tysiecy km bez takiej wiedzy ;) Ja zas dowiedzialem sie o katastrofie kolejowej w Otłoczynie z 1980 roku. Bardzo interesujaca historia, ciekawie opisana na wikipedii.
W sumie duzo terenu, ale ogolnie to bardzo fajny wypad. Specjalne pozdrowienia dla ministra Grabarczyka.
.. ale go nie spotkalismy. Kolejny wieczorno - nocny wypad. Tym razem z Fredem i Polem do zakretu 90 stopni w puszczy bydgoskiej i z powrotem, a potem male krecenie po Toruniu zeby dobic do 50 km.
Ciemno jak w dupie u murzyna, wiec moglibsmy porownac nasze lampki. Moja daje najmocniejsze swiatlo, ale zuzywa sporo pradu. Swietnie zas wypadlo nowe oswietlenie Freda, ktore doskonale rozswietlalo droge szerokim sturmieniem.
najpierw na MotoArene wymienic voucher na bilet, potem po notatki do Humana i Freda i powrot Polna do domu. W domu kolacja, chwila nauki i wyprawa z Kasa i Polem do Cierpic.
Wrazenia:
1. Rower sam jedzie. jest bardzo lekki, zwinny. super przyspieszenie. 2. Troche musze popracowac nad ustawieniem siodelka, bo odczuwam bol w karku. 3. Spore roznice temperatur. W Nieszawce chlodno, na starowce goraco, na rubinkowie chlodno. 4. Kasa jest jednak spostrzegawczy. Po przejechaniu 5 km nagle odkrywczo stwierdzil, ze mam nowy rower. 5. Nie moge sie juz doczekac Pragi. To bedzie rewelacyjny wypad!
Kalibracja licznika + mala rundka dookola Kaszczorka. Jazda gladka i przyjemna, choc zapewne troche czasu minie zanim do wszystkiego sie przyzwyczaje. Zaskakujaco szybko udalo mi sie ustawic licznik, musze jeszcze go porownac z innymi.
Z Kasa i Fredem. Tempo wolne, ale od poczatku srednio sie jechalo. Po czterech dniach jezdzenia, dwa przelezalem w lozku i nogi byly troche rozleniwione. Dodatkowo dawaly sie we znaki problemy z oczami i dobrym widzeniem.
nie do konca wiem jak pojechalismy z Barbarki do Piwnic, wiec rabnalem na oslep.
Najpierw do Freda, gdzie czekal tez juz Polsson. Potem do Starego Torunia, Przysieka, przez lasy na Barbarke i powrot do Freda, gdzie ten zakonczyl swoja jazde. Dalej z Polem przez Bydgoska i Bulwar do mostu kolejowego. Pozniej juz sam z zamiarem wykrecenia 50 km :)