Siedziałem sobie w domu, uczyłem się różnych teorii wyznaczania granicy szelfu kontynentalnego (czy ja jestem geografem albo matematykiem, żeby wkuwać o "punkcie, w którym grubość skał osadowych stanowi co najmniej 1% najkrótszej odległości od tego punktu do podnóża zbocza kontynentalnego"? ;-)], kląłem jak szewc, że studiuje kierunek, który mnie kompletnie nie interesuje ... i nie wytrzymałem. Szybka kawa i już wyciągałem rowerem ze schowka.
Z okien wieżowca na blokowisku otoczenie wyglądało nieciekawie i pierwotnie planowałem pojechać gdzieś asfaltem. Pozory jednak mylą. Warunki w lesie okazały się być fantastyczne, kręciłem się wiec po lasku w dolinie Drwęcy bez cíle a směru*.
Równie dobre warunki panują na ścieżkach rowerowych i chodnikach. Leży na nich równa, twarda warstwa śniegu, posypana piaskiem. Jedzie się całkiem nieźle. Wypad króciutki bo już się ściemniało, a na mnie przecież czeka szelf kontynentalny :P
Jakość zdjęć kiepska, ale nie wziąłem aparatu i pstrykałem z telefonu.
* cíl - cel, směr - kierunek
A skoro już poleciałem z czeszczyzną, to w ramach promocji bohemistyki, nr 1 ostatniego tygodnia na moim "laście":
Jeszcze wczoraj bylo w miare cieplo, slonce przebijalo sie przez chmury i czuc bylo wiosne. Dzisiaj za to chlodno, mzyscie i wietrznie - jak na jesieni. Co bedzie jutro? ;-)
Wreszcie na normalnym rowerze. Wczoraj odkurzylem Hexagona, wyczyscilem, nasmarowalem i dzisiaj sprawowal sie swietnie. Ranek przywital mnie wizyta listonosza, ktory przyniosl lampke wygrana w konkursie na facebooku. Nic specjalnego, ale jest dosc mala i zgrabna, wiec znajdzie sie dla niej kawalek miejsca na kierownicy i sluzyc bedzie jako 2 lampka. Drogi zbytnio nie oswietli, za to poprawi moja widocznosc.
W sumie czterokrotnie przekroczylem Drwece na 3 mostach. Rzeka wylewa sie z koryta i zalewa nieuzytki. Podobnie zreszta jest z Wisła.
Jazda na rowerze mozliwa jest tylko po drogach. Nie chodzi bynajmniej o bloto zalegajace na chodnikach i sciezkach rowerowych. Na drogach nie sraja psy.
Przyszla odwilz i odkryla braki mieszkancow w wychowaniu i kulturze i braki w intelekcie politykow rzadzacych miastem. Pies to nie tylko sympatyczny towarzysz ludzi, to takze obowiazki.
*nie dotyczy 200 metrowego lodowego odcinka przy starym moscie na Drwecy w Zlotorii. Na widok mojego widowiskowego orla kobieta prowadzaca rower z naprzeciwka [15 sekund wczesniej w myslach nazwalem ja wyjatkowym mieczakiem] miala niezly ubaw.
Najwieksza satysfakcje w takich warunkach odczuwa sie gdy spotyka sie najwiekszego przyjaciela rowerzysty - psa. Ten zazwyczaj ma w zwyczaju biec wzdluz plotu i bezmyslnie drzec jape, az jezdziec minie posesje. Duza radosc sprawia wiec moment, gdy takowy stwor w szalenczym pedzie wpadnie na kawalek oblodzonej posadzki i bezradnie rozklada sie jak dlugi. Macie gnoje za swoje! ;-)
Czas najwyzszy ruszyc zad i rozpoczac sezon 2011. Szkoda mi Hexagona, wiec reanimowalem stare zolte bydle. Szalu nie ma [hamulcow tez], ale kolka sie kreca. Ma za to dosc agresywny bieznik co przeklada sie na przyzwoita przyczepnosc. Byle do wiosny!