Asfaltami do Lasu Papowskiego. Dalej przez kolejne 25 km praktycznie cały czas terenem. Najpierw w stronę Rezerwatu Las Piwnicki, jednak wpierw trochę kluczę po lesie. Widać już pierwsze oznaki jesieni:
W końcu docieram do Strugi, która stanowi granicę Rezerwatu Przyrody Las Piwnicki. Wskaźnik poziomu wody mówi o 88 cm, w rzeczywistości jest jakieś 15 cm :P
rezerwat powstał w 1956 roku w celu ochrony rosnących tutaj dębów i sosn, z które mają po 200-300 lat. Drzewa są tak wysokie i gęste, że do ziemi niemal nie dociera światło, w upały jest tutaj zawsze chłodniej.
Na koniec jeszcze kilka prób z samowyzwalaczem :P
i śmigam dalej, w kierunku Olka a następnie Stawów Przysieckich. Tym razem do celu docieram bez większego błądzenia ;-)
Stawy Przysieckie powstały w wyniku eksploatacji torfu, który służył głównie jako materiał opałowy. Stawy wykorzystane były do hodowli ryb, a obecnie pełnią funkcję retencyjną. Stanowią one dla lasów zabezpieczenie wody w celach przeciwpożarowych.
Wycieczka po okolicy w celu poznania kilku nowych miejsc, poznania kilku nowych dróg i przypomnienia sobie starych, dawno nie uczęszczanych.
Z Torunia ruszamy przez Złotorię i Antoniewo do Lubicza. Tam zjeżdżamy na chwilę nad Drwęcę, w miejscu gdzie uchodzi do niej Wilcza Struga.
Później przejeżdżamy przez Lubicz i jedziemy w stronę Młyńca z ominięciem Jedwabna. Pomysł jak ominąć płot wodociągów podrzucił mi Rafał i postanowiliśmy go przetestować. Trasa dobra, w zasadzie tylko w jednym miejscu ugrzęźliśmy w piachu ;-)
Z Młyńca ciśniemy żółtym szlakiem, ale na początku trochę źle skręcamy i jedziemy naokoło. Wyszło dobrze, ominęliśmy piaskowy kawałek i odkryliśmy nowy akwen ;-) Dalej już dobrym, ubitym szlakiem, który lekko się wznosi.
Za Gronowem udajemy się na poszukiwania gwoździa dzisiejszego programu, czyli mauzoleum rodziny Wolffów z 1860 r. Rodzina Wolffów była właścicielami Gronowa i okolic w XIX w. Niestety mauzoleum jest w dość kiepskim stanie za sprawą wandali. Mimo to taki grobowiec w środku lasu robi wrażenie ;-)
Obok mauzoleum podjeżdżamy jeszcze pod wieżę obserwacyjną i trochę się gubiąc dojeżdżamy do Kamionek. Dalej kontynuujemy jazdę żółtym szlakiem, zaczyna się trochę ściemniać.
Z Polssonem wdrapujemy się na ambonę, Paula zaś niepokoi się chmurą z widoczną ulewą. Czy zdążymy przed nią się schować? ;-)
Nie udało się ;-) Zabrakło nam może minuty, ale mocno też nie zmokliśmy. Schowaliśmy się pod wiaduktem autostradowym w Turznie. Po wypogodzeniu dojeżdżamy razem do Gostkowa, gdzie Paula i Polsson odbijają w prawo, a ja przez Papowo wracam na Rubinkowo.
Wycieczkę uprzyjemniał Czerwony Tulipan na słuchawkach. Także wciskamy play i w drogę, blisko domu, tempem spacerowym, za to bardzo poznawczo ;-)
Najpierw udaję się standardową drogą do Złotorii. Tam za mostem odbijam w prawo i rżnę z 700 metrów przez chwasty. Moim celem są widoczne z oddali ruiny zamku królewskiego, który zbudowany został w XIV w. poleceniem Kazimierza Wielkiego tuż przy ujściu Drwęcy do Wisły. Pełnił on funkcje obronne, tuż obok leżała bowiem granica z Zakonem Krzyżackim. W latach późniejszych zamek był przedmiotem sporu między Władysławem Jagięłło a Konradem Wallenrodem, ostatecznie na mocy pokoju toruńskiego trafił we władanie Polski. Znaczenie utracił wraz z drugim pokojem toruńskim, na mocy którego przesunięto granicę. prawie 400 lat później ostateczne zniszczenia przyniosły mu wojny napoleońskie.
Nigdy w nim nie byłem, a to zaledwie 5,8 km ode mnie! Zamek za to odwiedzali m.in. Fryderk Chopin i Jan Matejko. Został też uwieczniony w polskiej literaturze – Henryk Sienkiewicz uczynił go miejscem śmierci matki Danusi Jurandówny z „Krzyżaków”.
Jeszcze tylko spojrzenie na Wisłę, ciekawe jak bardzo się zmieniła gdy patrzyli na nią Chopin i Matejko.
Cofam się na drugi brzeg Drwęcy i przez Międzyrzecze docieram do leśnego duktu wzdłuż autostrady i dojeżdżam do Lubicza. Przy moście kolejowym skręcam w prawo i jadę wzdłuż wartkiej Strugi Lubickiej, która kawałek dalej wpada do Drwęcy.
W planach miałem jechać ścieżką eko-Drwęca, wzdłuż samiutkiej rzeki, ale po chwili przedzierania się przez pokrzywy się wycofałem. Wrócę tu na jesieni.
Ścieżką chciałem dotrzeć do młynów lubickich. Pojechałem jednak jak człowiek ulicami ;-) Niestety młyny mogłem obejrzeć tylko zza płotu - zamknięte na cztery spusty, a cieć nie wpuści.
Młyny w Lubiczu funkcjonowały już za czasów krzyżackich i były jednymi z większych w tamtych czasach. W XIX w. mąkę tu produkowaną wysyłano aż do Berlina.
Próbowałem zrobić zdjęcie młynom i śluzie z drugiej strony rzeki, niestety wszystko w cholerę zarośnięte, trzeba wrócić na jesieni ;-)
Ostatni punkt to Jedwabno i eksploracja dróżki odchodzącej przed podjazdem w prawo. Bardzo ładne miejsce, betonowy trakt prowadzi w Dolinie Drwęcy, w całkiem ładnych okolicznościach przyrody i w towarzystwie chat o których przeciętny Kowalski może pomarzyć. Niestety moje marzenia przerwał płot postawiony przez toruńskie wodociągi. Ale ja tam jeszcze wrócę, tylko obczaję dokładnie sztabówki i zdjęcia satelitarne ;-)
Umówiłem się z Kasą na spokojną przejażdżkę po okolicy. Tuż przed wyjściem dostałem smsa o opóźnieniu o pół godziny, w związku z czym zacząłem od czterokrotnego pokonania podjazdu pod Skarpę ulicą Turystyczną [widać na wykresie na dole pod mapką ;-)]. Tak byłem tym jeżdżeniem zaabsorbowany, że dopiero przy 3 próbie zauważyłem, że obok odbywają się zawody w skokach. Zajechałem na sekundę z ciekawości, warunki dosyć ciężkie, bo padało przez 12 godzin ;-) Impreza to chyba Mistrzostwa Polski Amatorów.
Następnie udałem się po Kasę i razem na nowo wybudowany tor żużlowy Stali Toruń. Właściwie to dwa tory, bo jest on na tyle szeroki, że po środku można wymalować linię i tak też została udzielona licencja. Mniejszy ma 140 m długości, większy po wymalowaniu linii 190 m. Będą tutaj trenować dzieciaki, często w wieku kilku lat, które mają aspirację by potem zostać żużlowcami. Pewnie też i dorośli niejeden raz pokręcą tu kółka, ale niestety tor jest za krótki by rozgrywać tu oficjalne zawody w dorosłym żużlu. Obiekt powstał staraniami Janka Ząbika, także przy pomocy kibiców i ochotników. Klimat iście żużlowy - dookoła wał ziemny, pustkowie, można wypić piwko, zrobić grilla, żadnych luksusów, miliarda kamer dookoła i tej całej komercji jaka towarzyszy współczesnemu speedwayowi.
ten baraczek to wieżyczka sędziowska, pomalowana przez kibiców ;-)
Tego dnia miały się odbyć zawody, ale przeniesiono je na dzień następny. My pognaliśmy więc do Przysieka, skąd terenem przez Stary Toruń dotarliśmy nad Wisłę. Do Torunia postanowiliśmy wrócić wałem przeciwpowodziowym. Po chwili miejsce Wisły zajął Port Drzewny.
My zaś przedzieraliśmy się niezłymi chaszczami, które w lepszych miejscach wyglądały tak:
a w gorszych tak:
Natknęliśmy się także na wodowskaz. Ogrom powodzi z 2010 roku można sobie wyobrazić patrząc na słup - poziom wody wówczas osiągnął blisko 890 cm.
Wjeżdżamy do Torunia i robimy postój na stacji, ponieważ Kasa wjechał w szkło i złapał kapcia. Wymiana poszła ekspresowo.
Do centrum dojeżdżamy przez piękny park na Bydgoskim Przedmieściu. Powstały w 1817 r. ma 25 ha powierzchni. Oprócz typowych parkowych alejek znajduje się tam tzw. Martówka, czyli miejsce rekreacyjne składające się ze stawu, kilku stanowisk na grilla i ogniska, boiska do siatki plażowej i sporej przestrzeni trawnikowej w sam raz na pikniki i studenckie nocne imprezy ;-)
Z Martówki ulicą Popiełuszki docieramy do drugiego toruńskiego portu - Portu Zimowego. Cumują tu obecnie barki, kilka motorówek i lodołamacz "Żubr".
Potem trochę jeszcze kręcę po mieście i do domu ;-)
Z Paulą, Polssonem i Speedfanem wieczorna przejażdżka po okolicach.
Wycieczka była planowana już wcześniej i nieco dłuższa, ale ze względu na terenowy charakter, spokojne tempo i ruszenie dopiero o 18.30 postanowiliśmy całość skrócić.
Do Lubicza jedziemy dobrym szutrem z Kaszczorka, dalej przebijamy się przez Drwęcę mostem kolejowym i walczymy z krzaczorami:
Potem lecimy przez Mierzynek nad jezioro Józefowo i dalej szlakiem Jakuba aż do Ciechocina. Szlak w dobrym stanie, ubity, tylko w 1 miejscu trochę piachu. W Ciechocinie ładny widok na Dolinę Drwęcy - ta rzeka i jej otoczenie to jedno z niewielu ładnych miejsc w okolicach Torunia.
Z Ciechocina przez Elgiszewo dojeżdżamy do Młyńca leśnym traktem. Ponownie w bardzo dobrym stanie. Odwiedzamy też miejsce biwakowe nad Drwęca. Niestety moje wątpliwe umiejętności fotograficzne stają się jeszcze gorsze wobec szarówki, stąd jakość zdjęć katastrofalna.
Na koniec jeszcze trochę ścigania się z Polssonem na podjazdach w Jedwabnie i pod wodociągi w Lubiczu [nowiutki asfalt na podjeździe z Lubicza do Jedwabna!]