Noc najchłodniejsza, ale i tak było ciepło. Rano szybko się zbieramy i ruszamy w trasę. Większość ekipy do Międzyrzecza, ja z Martwą i Jackiem jedziemy do Krzyża.
Trasa nudna, cały czas pusty asfalt i dobre tempo. Na pociąg zajeżdżamy koło 14. Dwie przesiadki - Piła i Bydgoszcz i o 19 jestem w Toruniu.
Noc chłodniejsza, ale w namiocie przyjemne 5 stopni. Tym razem zbieramy się wcześniej i żwawo ruszamy w trasę. Na początek w stronę Łagowskiego Parku Krajobrazowego.
Po minięciu A2 skręcamy w teren. Trochę szukania właściwej drogi, trochę bagna, w końcu docieramy nad ładną ścieżkę prowadzącą zachodnim brzegiem jeziora.
Dzięki dobrym laczkom w terenie czułem się pewnie ;-) (foto: wilcze_stado)
Zmieniamy brzeg jeziora, dalej już szlak jest pieszy. Zaczyna się zabawa, sporo prowadzenia roweru, pokonywania przeszkód ;-)
Ja też sobie w miarę radziłem. Zaliczyłem jedną glebę, gdy po przeprowadzeniu roweru cofnąłem się, by zrobić kilka zdjęć :P (fot. wilcze_stado)
W końcu opuszczamy jezioro i zapuszczamy się w las. Zdobywamy Górę Bukowiec [227 mnpm] i wyjeżdżamy na asfalt.
Na koniec zakupy i szukanie miejscówki. Było trochę problemów, w końcu wybraliśmy małą nieckę w lesie. Było nas widać z dwóch dróg leśnych, ale nikt nas nie niepokoił. Zdjęcie obozu [fot. wilcze stado)
Spało się dobrze, w nocy w namiocie temperatura nie spadła poniżej 6 stopni. Rano obudziły nas dziwne wołania, gdzieś daleko czasem odzywał się jakiś huk. Okazało się, że trwa polowanie, a leśną drogą z której jesteśmy widoczni przechadza się nagonka :P Tak wyglądał obóz o poranku:
Z miejsca ruszamy po 11. W międzyczasie dotarli jeszcze Marysia z Wilczym Stadem. Ledwo wyjechaliśmy z lasu, a tu zajeżdża wóz Straży Leśnej. Pan poinformował nas, że dostał zgłoszenie, że ktoś biwakuje w lesie. My odrzekliśmy, że niestety nikogo nie widzieliśmy, a na pytanie czy to aby nie byliśmy my odpowiedzieliśmy wymijająco. Chwilę pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej. Do Świebodzina.
Myślałem, że Chrystus będzie większy, coś w stylu Pałacu Kultury w Wawie.
Na dalszym etapie jedziemy przez jakieś wioski, ostatecznie lądujemy nad jeziorem Niesłysz. Szybko się ciemno zrobiło, późno wyjechaliśmy, więc i dystans wyszedł kiepsko.
Obóz rozbijamy na jakiejś harcerskiej polance z wiatą. Wieczorem ognisko etc. Tak następnego dnia rano prezentował się obóz:
Długi weekend stał się okazją do kolejnej integracji ze znajomymi. Tym razem padło na Lubuskie w stylu klasycznym, tj. spanie w namiotach, codziennie w innym miejscu.
Z Torunia do Poznania jadę pociągiem IR, dalej w towarzystwie Agnieszki, Martwej i Jacka Kolejami Wielkopolskimi do Zbąszynka. Fakt że taryfy się nie łącza i inne kolejowe blebleble spowodowało, że za bilet zabuliłem w sumie aż 70 zł. Trudno.
Obóz rozbijamy kilka kilometrów za Zbąszynkiem w lesie. Pomimo błota udaje się rozpalić ognisko. O 1 w nocy dociera kolejna część ekipy, tj Pustelnikowie i Magfa z Ewą i Czarkiem. Miejsce na obóz wydaje się być dobrze schowane, przynajmniej tak nam się wydawało. Rano się okazało, że tak nie jest, ale o tym w relacji z kolejnego dnia ;-)
Trochę po okolicy. Z Torunia do Jedwabna jadę inaczej niż zwykle, tj przez środek Grębocina. Nawet fajna dróżka, ale w lato gdy jest sucho i gorąco zapewne tutaj jest piaskownica.
Z Jedwabna zjeżdżam w dół w stronę Młyńca i skręcam w teren w stronę Lubicza. Ładnie i kolorowo.
Dalej do Lubicza. Dworzec żyje - handluje się tam metalami, a i pociąg towarowy musiał być bo leżą hałdy piachu, a jego ślady są między torami. Dalej jadę ścieżynką wzdłuż torów.
Potem odbijam na południe i wzdłuż autostrady dojeżdżam do Złotorii. Wcześniej jeszcze przekraczam Strugę Lubicką i napotykam na Zespół przyrodniczo krajobrazowy "Jar".