Spało się dobrze, w nocy w namiocie temperatura nie spadła poniżej 6 stopni. Rano obudziły nas dziwne wołania, gdzieś daleko czasem odzywał się jakiś huk. Okazało się, że trwa polowanie, a leśną drogą z której jesteśmy widoczni przechadza się nagonka :P Tak wyglądał obóz o poranku:
Z miejsca ruszamy po 11. W międzyczasie dotarli jeszcze Marysia z Wilczym Stadem. Ledwo wyjechaliśmy z lasu, a tu zajeżdża wóz Straży Leśnej. Pan poinformował nas, że dostał zgłoszenie, że ktoś biwakuje w lesie. My odrzekliśmy, że niestety nikogo nie widzieliśmy, a na pytanie czy to aby nie byliśmy my odpowiedzieliśmy wymijająco. Chwilę pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej. Do Świebodzina.
Myślałem, że Chrystus będzie większy, coś w stylu Pałacu Kultury w Wawie.
Na dalszym etapie jedziemy przez jakieś wioski, ostatecznie lądujemy nad jeziorem Niesłysz. Szybko się ciemno zrobiło, późno wyjechaliśmy, więc i dystans wyszedł kiepsko.
Obóz rozbijamy na jakiejś harcerskiej polance z wiatą. Wieczorem ognisko etc. Tak następnego dnia rano prezentował się obóz: