Rano posileni jajecznicą i bogatsi w kanapki od Elizium ruszamy w dalszą drogę. Zaczynamy od dotarcia do Warty, a tam wjeżdżamy na wał i przez kilka kilometrów jedziemy w terenie prawie że pozbawionym działalności ludzkiej ;-) Wartę przekraczamy mostem kolejowym w Solcu.
Kolejne kilometry to fajna dukty leśne. Uciekamy przed laserami i wchodzimy na wieżę widokową, z której jednak nic nie widać bo nie wycięto drzew dookoła. Potem odwiedzamy muzeum Adama Mickiewicza, pokonujemy podjazd pod Szwajcarię Żerkowską. Nocleg w Gołuchowie w domku campingowym załatwionym po taniości przez Norberta. Wcześniej jeszcze odwiedzamy zamek Leszczyńskich w Gołuchowie.
nowe gminy: 8 639: Krzykosy 640: Nowe Miasto nad Wartą 641: Żerków 642: Jarocin 643: Kotlin 644: Czermin 645: Pleszew 656: Gołuchów
Dzień zaczynamy na czczo. Zwijamy namiot, pakujemy toboły i udajemy się 300 metrów dalej nad brzeg jeziora, aby w komfortowych warunkach zjeść śniadanie i wypić kawę ;-)
Następnie odwiedzamy skrzyżowanie rzek w Wągrowcu i ruszamy w dalszą podróż. Ponownie na trasie wielkich emocji nie ma, ale na pewno jest ciekawiej niż dzień wcześniej. Przede wszystkim wiatr wieje nam w bok a nie w ryj, a do tego wjeżdżamy na szlak cystersów i mijamy kilka ładnych drewnianych kościołów. Przejeżdżamy też przez bardzo ładną Puszczę Zielonkę. Po drodze oczywiście zgarniamy kolejne gminy do kolekcji.
W Biskupicach łapie nas deszcz, przeczekujemy go w warzywniaku w towarzystwie lokalnej społeczności, która jeździ rowerem z przywiązaną siekierą. Na nocleg docieramy do Kórnika, gdzie fantastycznie goszczą nas Kamila i Krzysiek - Elizium. Ekipa dojazdowa się powiększa, dołączają bowiem Norbert i Radek. Wieczór spędzamy przy spaghetii, piwku i rozmowach.
Ani się nie obejrzałem, a tu nastał maj i czas jechać na kolejny Zlot forum podrozerowerowe.info. Tym razem na miejsce Zlotu wybrano Pokrzywną w Górach Opawskich. Pierwotny plan dojazdu zakładał start z Nowego Sącza i dalej mniej więcej po śladzie Maratonu Rowerowego Dookoła Polski. Niestety Magda odniosła kontuzję, plan więc upadł, ostatecznie więc ruszyliśmy w trasę z Bydgoszczy. Na dobry początek skład tylko dwuosobowy, w towarzystwie Cinka, ale z czasem się powiększał ;-)
Pierwszy dzień bez żadnych spektakularnych zdarzeń. Cały czas pod silny wiatr, z małymi przerwami podczas odcinków leśnych. Trochę terenu, żadnych podjazdów, pełno pól rzepaku. Kilka razy zagraża nam deszcz, ale ostatecznie tylko dwa razy trochę mży. Nocleg ogarniamy na dziko w lesie w Wągrowcu.
Pobudka o 5, wyjazd przed 6 rano. W planach kilka gmin i przetestowanie siebie wespół zespół z szosą na nieco dłuższym dystansie.
Dużo bocznych asfaltów, ale zasadniczo przyzwoitej jakości. We Włocławku fajny podjazd (widać na profilu), piękny nowy asfalt między Mostkami a Kowalem. Idealny dywanik, do tego ładna Puszcza Gostynińska, dużo wywijasów i zmarszczek. Po prostu klasa.
Od rana zimnica, ledwie kilka stopni. Kilkukrotnie łapałem się na mżawki, trochę oberwałem też wodą z mokrego asfaltu. W drugiej części się przesuszyło i wyszło nawet słońce.
Ostatnie 100 kilometrów pod wiatr, więc tempo trochę siadło. Drobny kryzys spotęgował głód - skończyły się zapasy i dopiero na dwusetnym kilometrze dorwałem stację benzynową. Potem już najprostszy wariant, czyli DK91 do Torunia. Na wjeździe do miasta głośne brzdęknięcie - poszła szprycha w tylnym kole po napędowej stronie. Związałem by nie latała i powoli doturlałem się do domu.
W domu zameldowałem się przed 17. Ogólnie z formą nie jest źle, ale do ideału daleko. Siodełko wypadło w miarę OK. Do poprawki jazda pod wiatr, zwłaszcza w sferze mentalnej. Jeśli chodzi o czas brutto [istotne w kontekście limitu czasu na maratonie podróżnika] to zmieściłem się z postojami (brutto) w 11 godzinach. Średnia brutto więc 22,13 km/h.
W sumie wpadło 11 gmin, obecny stan kolekcji to 631: 621: Kowal wieś 622: Kowal miasto 623: Baruchowo 624: Boniewo 625: Izbica Kujawska 626: Topólka 627: Bytoń 628: Osięciny 629: Lubraniec 630: Brześć Kujawski 631: Lubanie