Wiosna się wreszcie zaczęła, wczoraj radośnie mordowałem się na dystansie niecałych 60 km, dziś przyszedł czas na katorgę na 100 kilometrach. O 11 stawiam się u Kasy, którego udało mi się namówić na rower.
Kierunek wiatru nie pozostawia złudzeń - pierwsze 5 dych będzie wiało w mordę, za to później będzie lżej. Tak tez było w istocie, aczkolwiek do Łążyna jechało się całkiem przyjemnie z racji osłonięcia lasem sosnowo - mieszanym. W Łązynie ja odbijam w lewo, Kasa zaś w prawo w kierunku domu, a gębą mu się roześmiała od ucha do ucha na samą myśl o wietrze w plecy...
Od Przysieka do Zarośla Cienkiego tniemy przez las:
Kasa za miesiąc wybiera się na Bałkany, dzisiaj ku mojemu zaskoczeniu zadebiutował z przednimi sakwami. bardzo fajny i solidnie wyglądający low rider sport arsenalu!
Przed Łążynem pokonujemy pierwszy tego dnia podjazd wynikający z istnienia Pradoliny:
Kasa nigdy nie był typowym góralem, a dodatkowo brak formy i obciążenie sakwami spowodowało, że nie musiałem specjalnie napinać łydy by mu porobić zdjęcia:
Droga od Łązyna aż do Dąbrowy Chełmińskiej to jedna wielka wiatra z czołowym wiatrem. Przydała się mp3, bo momentami maszyna nie chciała przekroczyć magicznej prędkości 16 km/h ;-)
Bardzo ładny fragment wzdłuż skarpy między Rzęczkowem a Skłudzewem:
Wcześniej w Rzęczkowie zjechałem ze skarpy, więc w Skłudzewie ponownie musiałem się na nią wspiąć. Nachylenie jest tutaj całkiem konkretne:
Po minięciu Dąbrowy jest już dużo lepiej. Wiatr początkowo wprawdzie ciągle w ryj, ale jest najpierw delikatny a potem mocniejszy zjazd do Czarży. Tam nawrót, wiatr w plecy, w duszy szaleństwo i napinanie łydy.
Wieża obserwacyjna w Czemlewie, musi być z niej ładny widok na całą dolinę
Skoro był zjazd to i musi być podjazd - pod Gzin. Po drodze postój by cyknąć fotkę z podjazdu:
Duch przedsiębiorczości w narodzie nie ginie!
Oczywiście nie ma żadnego ciecia czy innego biletera. Złotówkę zostawiłem u góry w puszce. A wieża trzeba przyznać pełna profeska - jest dość prymitywna panoramka, a do tego prawdziwa lornetka!
Widoczek z wieży:
Miałem jechać jeszcze jeden zjazd, ale trochę mi się odechciało. Zarządziłem więc odwrót i przez Siemion, Łążyn, Bierzgłowo i Łubiankę dotarłem do Torunia. Po drodze mała rywalizacja, na szosie do Torunia w lusterku zobaczyłem zbliżający się jednoślad. Upewniłem się, że to rowerzysta i robiłem wszystko by mnie nie dogonił. Niestety po chwili wyprzedził mnie Pan na trekingu w czapce z pomponem, a pomimo zapieprzania 33 km/h nie byłem w stanie mu utrzymać koła ;-(
Ładna aleja między Siemionem a Łążynem:
Wiatrak w Bierzgłowie:
W Łubiance zachęcony widokiem asfaltu puściłem się drogą rowerową Toruń - Unisław:
Skończyło się na 2 kilometrach i odwrocie, bo w miejscu gdzie z obu stron są krzaczory śniegu leży po kostki
Paliwo: 0,5 litra herbaty zielonej 0,5 litry wody z kranu 2 rogaliki ojcowskie 2 kotlety mielone matczyne jogurt sklepowy
Oooo - ależ fajna trasa! Gratuluję znajomości topografii. Ja te rejony dopiero poznaję więc jak śnieg puści, to pewnie pojadę Twoimi śladami. Co do śniegu na DDR - dobrześ zrobił, ja nie odpuściłem i wracałem w mokrych butach na mrozie :(