Dzień rozpocząłem o 6.30, bo trzeba było skoczyć na zajęcia podpisać listę ;-) Potem szybki powrót do domu i migiem na Dworzec Wschodni na pociąg Arrivy do Grudziądza.
Miałem okazję jechać nowiutkim szynobusem, którego zakup szeroko opisywany i chwalony był niedawno w lokalnych mediach. Niestety zawiodłem się - szynobus owszem nowoczesny, bardzo komfortowy i wygodny, ale nie dla rowerzystów. Nie ma wyznaczonego żadnego miejsca dla cyklistów, nie ma haków. Pozostaje stać w przedsionku i co chwilę lawirować z rowerem gdy jest jakaś stacja i ktoś chce wyjść, albo Pani konduktor zagwizdać.
W Grudziądzu byłem o 12:20. Kominiarka na ryj, słuchawki na uszy i zacząłem zapieprzać do Warlubia, gdzie 12 minut później miała dotrzeć Magda. Sprzyjał mi wiatr w plecy, więc ten 20-kilometrowy odcinek drogi pokonałem sprawnie.
Z Warlubia kierujemy się na Osie, a następnie Śliwice. Ruch bardzo mały, dookoła cały czas lasy. Wszędzie biało, ale szosa była czarna i jechało się komfortowo. W Śliwicach robimy zakupy, a następnie skrótami przez leśne drogi docieramy bez większych problemów [tylko drobne kluczenie :P] do Legbąda.
Nocleg wybraliśmy sobie w Agroturystyce "U Hoffmanów" w cenie 20 zł za osobę za noc. Na miejsce chwilę przed nami dotarli Ania i Jacek, którzy przygotowali wspaniałą kolację w postaci makaronu z kotletami z ciecierzycy w pysznym sosie. Rewelacja! Wieczór spędziliśmy tradycyjnie już przy piwku.