Spało się bardzo dobrze, tylko część ekipy to ranne ptaszki i zostałem obudzony ich rozmowami koło 8.30 ;-)
Po śniadaniu zostałem hojnie obdarowany wieczkami od jogurtów z Rosji, Turcji, Gruzji, Czech i cholera wie jeszcze skąd, które to znajomi przywieźli ze swoich wakacyjnych rowerowych wojaży. Jeszcze raz wielkie dzięki za pamięć ;-)
Z obozu ruszamy dopiero koło 11.30, a to za sprawą naszego kierownika - Roberta, który spał sobie w najlepsze w namiocie. My zaś byliśmy przekonani, że po prostu poszedł nad rzekę :D
Na początek oglądamy most kolejowy wysadzony przez niemieckich turystów w '45. Kiepsko im to wyszło skoro most ciągle trzyma się mocno.
Następnym naszym przystankiem była baza rakietowa w Brzeźnicy, gdzie oglądamy dwa bunkry, w których trzymano głowice nuklearne oraz coś jakby silos :P
Dalej kierujemy się do Kłomina, gdzie znajduje się opuszczone miasto. Dopada nas burza, spędzamy więc prawie 3 godziny w bloku, w "salonie u Cinka". Bajzel tu niezły, ale się tym nie zrażamy.
Warto wspomnieć tutaj o tym, że wyprawka ta miała nawet swój własny wóz techniczny. Z rowerem na dachu przyjechała bowiem Pustelnikowa. Auto miało pierwotnie czekać na nią na parkingu, ale Tomzoo nabawił się kontuzji więc zamiast jeździć z nami na rowerze, jeździł za nami autem. Przydało się to, kiedy pod wieczór w trakcie jazdy w deszczu złapałem snejka. Rower wylądował na bagażniku, ja w aucie i ostatnie kilometry przejechałem już na czterech kołach.
Nocleg znaleźliśmy na polu namiotowym, za bardzo symboliczną opłatą. Mieliśmy do dyspozycji kibelki, wiatę, ognisko, taczkę drewna. Niebo się wypogodziło, pojawiło się tysiące gwiazd, a my tradycyjnie zebraliśmy się przy ognisku.
Fotki autorstwa Cinka, Easyridera77, Pustelnika i Oskara.