Wycieczka w sumie spontaniczna, wymyśliłem to sobie wczoraj wieczorem. Skąd ten tytuł? ano stąd, że do sakwy wrzuciłem dobre kilka kilo żarcia na drogę ;-) W sumie zeżarłem ponad pół kilo makaronu z puszką groszku, 2 mielone, 3 piersi z kurczaka, 2 gruszki, jabłko, banana, 10 batoników :P
Wyjazd o 5.15. Na początek powtórka trasy ze stycznia na Forumową Wyprawkę do Wenecji. Pierwsza setka pada punktualnie o 10 rano. Wcześniej postój na 90 km przy sklepie.
O 10.15 zaczęło padać. Póki był to lekki deszcz to jechałem, ale potem skapitulowałem na przystanku. Spędziłem tam godzinę, aż deszcz zelżał i ruszyłem w dalszą drogę. Po kolejnej godzinie znowu zaczęło lać. Kolejne 30 minut zmarnowane na przymusowy postój, aż w końcu stwierdziłem że to bez sensu, założyłem kurtkę i pojechałem w tej ulewie. Kurtka zadziałała, gorzej z butami. Od stu trzydziestego km jadę w butach, w których wesoło chlupocze woda. Wykręcanie skarpet wiele nie dawało :D
Nie wiem czy to te mokre buty i w efekcie stopy tak podziałały, ale o ile postoje na żarcie czy odpoczynek miałem rzadko [nie licząc dwóch postojów deszczowych to były w sumie 3 inne postoje], o tyle postoje na siku średnio co 12 km. A dużo nie piłem. W sumie zeszły 4 litry wody i 2 puszki coca coli.
Zdobywam gminy Gąsawa, Rogowo, Szubin, Kcynia. Potem koszmarną drogą zdobywam jeszcze Sadki, Nakło nad Notecią i Mroczę. Pierwotny plan był taki żeby zaatakować jeszcze Więcbork i Sośno, ale znowu zaczęło padać i zacząłem spieprzać w stronę jaśniejszego nieba. Gminy te będę miał okazję zdobyć jadać na Forumową Wyprawkę do Bornego Sulinowa za 3 tygodnie. Na koniec na konto wpada jeszcze gmina Sicienko.
Jeszcze coś o pogodzie. Wszystkie sieroty od prognozowania aury pokazały formę niczym nasi kopacze na Euro. Miało rano być fajnie, a pod wieczór drobny deszcz. Inny mówili o przelotnych opadach. W rzeczywistości padało 4 godziny począwszy od 10 :P No i z wiatrem też spudłowali. Rano jechałem pod bardzo delikatny wiatr w ryj. Potem się odwrócił i od Mroczy znowu jechałem pod wiatr w ryj, ale tym razem już mocniejszy. Dziadostwo cholerne.
Forma po powrocie z wyprawy w Alpy można powiedzieć, że życiowa. Wielkiego zmęczenia nie odczuwam, a do domu dokulałem się z zapasem sił by dobić do 400 km. Tylko po co :P
Fotek niestety nie ma, bo kilka dni temu rozchrzanił mi się aparat. Mam jedynie foto z telefonu części wałówki na drogę.
Brawo.Bardzo fajnie się czyta Twoje historie rowerowe. W tym roku szukałem długo plaży na zalewie Siemianowickim - z wynikiem zerowym :), tej na której byliście rozbici w tamtym roku. Pozdrawiam Szerokiej drogi i wiatru w plecy
Piękna wycieczka, czytanka super. Co do "przepowiadaczy pogody" to tylko i aż prognozy które nie zawsze się sprawdzają. Ja też dziś zmokłem a co garsza zmókł mój rower ;) PozdRoweRek :)