Rankiem zaskoczył nas chłód i delikatny deszcz. Dawno nie jechałem w długim rękawie. Z czasem się jednak wypogadza.
To już jest typowy tranzyt. Po prostu rżniemy na rowerze ile wlezie. Nie ma czego zwiedzać, nie ma się nad czym zastanawiać.
Około 13.00 wjeżdżamy do Słowacji, ponownie spotykamy się z Dunajem. Małe zakupy w Komarnie i lecimy dalej.
Nocleg ostatecznie znajdujemy w Topolciankach. Pytam wykorzystując moją znajomość języka czeskiego w pierwszym domu z brzegu i od razu sukces. Dostajemy też na kolację warzywa: pomidory, papryki, ogórki, oraz radlera. Po kolacji zostajemy zaproszeni do altanki, gdzie przy winie i piwie rozmawiamy o wszystkim i niczym. Bardzo przyjemny nocleg!
mieliśmy dość miast. jechaliśmy przez dużo mniejsze a jak nie znasz miasta to jest to tylko problem i nerwy żeby wjechać i wyjechać. dla mnie to po prostu męczarnia.