Od początku jechaliśmy za darmo, bo droga prowadziła lekko w dół. W Grosio przeczekujemy deszczyk i spotykamy Tomka z Kielc. Zamierza on wjechać na Stelvio, a następnie dojechać do Wiednia. Chwilę rozmawiamy, na koniec daję mu broszurkę ze ścieżkami w Austrii, bo nam już się nie przydadzą.
Jazdę w dół kontynuujemy aż do początku podjazdu na naszą ostatnią włoską przełęcz. Jest nią Passo Aprica 1176 mnpm. Podjazd jest łagodny, bardziej już doskwiera upał.
Z przełęczy znowu rżniemy cały czas w dół. Prędkości są całkiem przyzwoite, a kilometry wpadają jeden za drugim.
W końcu dojeżdżamy nad piękne Lago D'Iseo gdzie postanawiamy się rozbić. Pierwszy camping jest koszmarnie drogi, kolejny przepełniony. Musimy jechać prawie dwukilometrowym tunelem pod górę, który dodatkowo nie jest oświetlony. Przyjemność wątpliwa.
Ostatecznie lądujemy na campingu w Sale Marasino, co wynosi nas 10 euro od głowy. Wprawdzie tutaj miejsca też nie było, ale sympatyczna Pani wykombinowała, że jak chcemy to możemy się wcisnąć koło plaży. Z namiotu do jeziora mamy jakieś 4 metry.