Dzień rozpoczynamy od suszenia namiotu, co opóźnia trochę nasz wyjazd. Potem robimy jeszcze zakupy w Prato [następnego dnia jest niedziela i wszystko zamknięte] i po 10 ruszamy na podjazd.
Od początku idzie całkiem nieźle, ale dobrą jazdę przerywa ulewa, którą przeczekuję na dużym kamieniu pod drzewem. Potem odczepiam hamulce, które nieco mi haczą, w końcu na podjeździe i tak się nie przydadzą :P
Samo Stelvio jest trochę łatwiejsze od Hochtoru, ale też dużo przyjemniej się jedzie ze względu na mniejszy ruch. Jest oczywiście mnóstwo kolarzy, ale samochodów mniej, a autokarów prawie wcale. Dużo cyklistów podjeżdża, wypytuje, gratuluje i mobilizuje do dalszego wysiłku. Jest to o tyle miłe, że wielu z nich zapewne nie po raz pierwszy podjeżdża pod Stelvio i doskonale zna tę przełęcz. Tym bardziej miłe jest to, że doceniają nasz wysiłek.
Ostatnie zakręty to efektowna serpentyna, na której przyjemnie jest się zatrzymać, obrócić głowę do tyłu i chłonąć widok. Warto to powtórzyć kawałek dalej kilka razy, bo przejechane metry co chwilę układają się w coraz to nowy zakręt.
Po drodze, podobnie jak na Pordoi stoi gość i robi wszystkim zdjęcia. Odnalazłem w sieci, jak chcecie to możecie kupić moją fotkę za 10 dolarów :P
Na szczycie jest chłodno, Tomek który był szybciej już rozpoczyna zjazd, a ja chwilę sobie obchodzę wszystko. Na straganach do kupienia są fajne koszulki kolarskie z motywem Stelvio, ale kosztują 55 euro. Niestety to nie na moją kieszeń.
Na zjeździe dopada mnie totalna ulewa połączona z gradobiciem. Nie ma drzew ani budynków żeby się gdzieś schować. Lecę, więc w dół w tym piekle, aż dojeżdżam do jakiegoś budynku. Jak się schowałem to przestało padać. Przemoczony zjeżdżam w dół do Bormio, gdzie choć są 24 stopnie na plusie to zakładam zimową czapkę :P
Wyjeżdżamy z Bormio, spodziewaliśmy się zjazdu, a tam z powodu remontu drogi musieliśmy się trochę powspinać. Na zjeździe z tej małej góreczki wykręcam 73,1 km/h. Chwilę dalej rozbijamy namiot na trawniku u sympatycznego, starszego Pana, który to jednak mówi tylko po włosku. Za dużo więc się nie nagadaliśmy :P