Na dzień dobry przejazd przez Bolzano. Nie sprawia on nam najmniejszej trudności, bowiem są tutaj doskonałe ścieżki rowerowe. Mimo wszystko jakoś tak wyszło, że źle skręciliśmy, chyba na skutek jakiegoś remontu. Nadłożyliśmy kilka kilometrów.
Kolejne lecą nam jeden za drugim aż do Merano. Wszystko to za sprawą świetnej ścieżki i tego, że jest płasko. Za Merano robimy sobie godzinną sjestę na rynku w Marlengo, gdzie jest darmowe wifi.
Zaczynają się podjazdy, nie zmienia się jedno - świetna infrastruktura rowerowa. Bardzo dobra jakość nawierzchni, niezłe oznakowanie i wiatr w plecy dają dużo frajdy.
Ciekawostką jest, że w tej części Włochy są bardziej niemieckie niż włoskie. Wszędzie są tablice i oznakowania w obu językach, ludzie w sklepach też raczej częściej szprechają. Widać też tu trochę taki niemiecki porządek.
Bardzo dużo kilometrów robimy poprzez sady i w jednym z nich też ostatecznie znajdujemy nocleg. Gospodarz pozwala nam też przeczekać wieczorną burzę w szklarni, w której to możemy częstować się tym, na co tylko mamy ochotę. Mamy 10 km do początku podjazdu pod Passo dello Stelvio i sami już o niczym innym nie myślimy ;-)