Od rana ciągle deszczowo, no ale na nas nie robi to już żadnego wrażenia ;-) Dzień dość monotonny bo za wiele się nie działo.
W Wallsee mieliśmy przymusowy postój bo zamknęli nam ulicę na czas rozgrywania zawodów triathlonowych. Dalej wszystko zgodnie z planem i standardowo: płasko, idealny asfalt, rewelacyjne oznakowanie, Dunaj, pola kukurydzy. No nuda straszna.
W końcu żegnamy się z Dunajem a witamy z Enns. Teraz wjeżdżamy na inną ścieżkę - Ennstalweg. Również świetnie oznakowaną, ale już nie tak monotonną. Zaczynają się bowiem pagórki, a jeden podjazd [patrz profil] jest już całkiem przyzwoity. Inna sprawa, że dostaliśmy go na własne życzenie, bo za Steyr podjęliśmy złą decyzję o kierunku. Potem nie chciało nam się cofnąć 3 km po płaskim, woleliśmy zrobić ponad 200 metrów przewyższenia. Pot lał się strumieniami, a Łukasz znowu wprowadzał rower.
Nocleg znajdujemy w Garsten. Najpierw Tomek próbuje w jakimś ładnym domu przy dużej polanie. Próby te kończą się 10 minutową pogawędką z jakąś starszą panią, w trakcie której z Tomka miny można wywnioskować, że za wiele nie rozumie.
Próba numer dwa jest już o wiele lepsza. Lądujemy na kawałku trawy w ogrodzie, dostajemy jabłka, piwko i duży baniak z wodą. Kolejny udany nocleg.