Słońce świecące intensywnie od rana zapowiadało upalny dzień. I tak też było w rzeczywistości. Rozgrzany namiot pozwolił na spanie do 6.30.
Na początek lecimy 30 km krajówką w bardzo dużym ruchu tranzytowym. Niestety nie ma realnej alternatywy. Sporo aut na polskich blachach, niektórzy z nich widząc moją flagę trabią w geście pozdrowienia.
Dalej ruch się przerzucił na autostradę, a my spokojnie jechaliśmy sobie pustą krajówką. Do Wiednia wjeżdżamy koło 14.30. Wrażenia niesamowite. Doskonała infrastruktura rowerowa [m.in. most przez Dunaj tylko dla rowerów] i bardzo dużo cyklistów. Docieramy do centrum i na początek robimy sobie fajrant w parku.
Po przerwie wsiadamy na rower i robimy objazd po zabytkach. Nie jesteśmy wielkimi fanami zwiedzania, generalnie nawet nie wiemy czasami co właściwie oglądamy. Jedziemy po prostu od punktu do punktu zaznaczonego na mapie. I wszystko bardzo nam się podoba.
Opuszczamy Wiedeń i wjeżdżamy na Donauradweg - ścieżkę rowerową biegnącą wzdłuż Dunaju, którą jechać będziemy przez kolejne dni. Zatrzymujemy się na zakupy w Hoferze kiedy to nagle nadchodzi burza. Godzinę spędzamy pod sklepem.
Noclegu szukamy "na gospodarza". Tomek podjechał do jednego z domów i zaczął pytać. Tam facet wsiadł na rower i pojechaliśmy 400 metrów dalej. Tu starszy pan się zamyślił, podrapał po głowie, w końcu wyciągnął rower i kazał jechać za sobą. Kolejne 300 metrów, a ja bałem się, że zaprowadzi nas do kolejnego gościa, który wsiądzie na rower i znowu gdzieś jeszcze pojedziemy.
Ostatecznie jednak dojechaliśmy na teren ośrodka domków letniskowych. Mamy zgodę na rozbicie się na trawniku przy jednym z nich. 30 metrów dalej jest budynek z ogólnodostępnym prysznicem i kibelkiem. Świetny efekt poszukiwań i oczywiście za darmo ;-)
Wiedeń jest na prawdę cudowny. Szkoda że nie udało mi się z Wami pojechać, ale wypłatę dostałem dopiero 19 lipca czyli tego dnia jak już byliście w Wiedniu, a to trochę za późno :/