Z miejsca ruszamy się po godzinie 9.00. Tempo mamy całkiem przyzwoite, w Oleśnicy robimy sobie postój na obiad w barze, podczas którego Robert wsławił się ostentacyjnym lamentem z powodu niemożności skonsumowania loda.
W Strzelinie dołączają do nas Bitels i Oskar, jedziemy więc już w sumie w jedenaście osób. Nocleg znajdujemy w pustym ośrodku nad jeziorem w Białym Kościele. Korzystamy z dobrodziejstwa ludzkości jakim jest prysznic i elektryczność, a wieczór ponownie spędzamy przy ognisku. Kładąc się spać na namiocie nie sposób było nie zauważyć szronu, ciepły śpiwór jednak to podstawa i nie miałem z tym żadnych problemów. Robert zapobiegawczo położył się spać w damskim kiblu.
Tego dnia jakoś udaje nam się uniknąć awarii. No... nie licząc kapcia, którego złapałem w okolicach 80 km. Udaje mi się jednak do końca dnia dojechać dwukrotnie dopompowując powietrze, a dętkę wymienić wieczorem na miejscu noclegu.
W nocy docierają do nas także PrzemekR i Remigiusz, w związku z czym jest nas już trzynastka!
Niestety zostajemy też okradzeni. Tracimy laskę kiełbasy, którą chcieliśmy zjeść na ognisku. Podobno sprawcą jest kot ze złamaną nogą, my jednak utrzymujemy że był to niedźwiedź!