Poranek nie zapowiadał się jakoś niezwykle. W drogę ruszyliśmy krótko po godzinie 8.00, wiatr nam nieco sprzyjał, stąd też kilometry bardzo szybko ubywały. Kilka kilometrów przed Piłą Robert łapie kapcia. Nie ma ze sobą zapasowej dętki, czeka więc nas postój na łatanie dziury.
Po około godzinie ruszamy w dalszą drogę. Zatrzymujemy się po kilometrze - Robertowi wywaliło wentyl. Mamy pierwszego maja, wszystkie sklepy zamknięte. Moje dętki nie pasują, bo ze względu na mały otwór w obręczy w grę wchodzą tylko zawory presta. Do najbliższych zabudowań docieramy pieszo, a tam rozpoczynamy akcję pukania od drzwi do drzwi w poszukiwaniu 28 calowej dętki z zaworem presta. Ostatecznie udaje nam się zdobyć dętkę, ale szosową. Pełni nadziei, ruszamy dalej w dobrym humorze, pomimo tego, że zmarnowaliśmy kolejne 2 godziny.
Chęć zdobycia gminy Szydłowo wymusza konieczność przejechania całej Piły. Gdy nam to się udaje, zawracamy i jedziemy około 35 km drogą krajową pod silny wiatr w ryj do Wyrzysk. Ten odcinek dał mi mocno w kość, ale dzięki dobremu tempu udało nam się trochę zyskać na czasie.
W Łobżenicy na stacji bierzemy zapas wody oraz zatrzymujemy się przy klasztorze w Górce Klasztornej.
Kiedy po przejechaniu kilku kilometrów zaczynamy się powoli rozglądać za noclegiem, Robert łapie kolejnego kapcia. Łatki nie chcą się zbytnio trzymać dętki, ciągle się odklejają. W końcu udaje się załatać, ale łatka wytrzymuje 2 kilometry i ponownie Robert musi prowadzić rower. Robi się już ciemno, dochodzi godzina 21.00
Próbowaliśmy znaleźć nocleg na gospodarza, ale w jednym miejscu nie otworzono nam nawet drzwi, w drugim zaproponowano nocleg przy samej drodze obok PGRu. Ostatecznie znajdujemy miejsce koło zagajnika, gdzie pod osłoną nocy rozstawiamy namioty.