Większość uczestników wyprawki bunkier opuściła około 7, ponieważ spieszyli się na pociąg. Mój wyjazd nastąpił o godzinie 10 rano. W drogę wyruszyliśmy w czwórkę: Martwawiewiórka, Tranquilo, Robert! oraz moja skromna osoba. Początkowo planowałem jechać samemu na Leszno, ale ostatecznie zmieniłem zdanie i wspólnie chcieliśmy dotrzeć do Poznania.
Niestety wyjechaliśmy dość późno, a nasze tempo z powodu lekkiego zmęczenia, delikatnego wiatru w twarz i innych przyczyń nie było specjalnie szalone. Na 80 km w Wolsztynie zdaliśmy sobie sprawę, że ciężko będzie nam zdążyć do Poznania na nasze pociągi. Tym samym zakończyliśmy w tym miejscu rowerową część Wyprawki, a rozpoczęliśmy jak zwykle pełną niespodzianek część kolejową.
Na dworcu w Wolsztynie pani kasjerka oznajmiła nam jedynie, że pociąg do Poznania nie jeździ. W zastępstwie jest autobus, ale on naszych rowerów nie weźmie. Tylko przytomności umysłu jakiegoś przypadkowego człowieka zawdzięczamy, że jakieś 4 minuty później siedzieliśmy w wygodnym szynobusie do Zbąszynia, gdzie po 5 minutach oczekiwania przesiedliśmy się na pociąg do Poznania.
W Poznaniu na dworcu sajgon trwa w najlepsze. Tysiące ludzi, z powodu remontu pozamykano część przejść, a tunel między peronami został zwężony do 2 metrów, co powoduje ogromne zatory.
Nie udało mi się razem z Tranquilo zmieścić do pociągu jadącego do Warszawy, więc ostatecznie Kuba pojechał sam. Musiałem odczekać 3 godziny na swój pociąg do Torunia. Tutaj należą się słowa podziękowania dla Martwejwiewiórki, która mnie przez ten czas przechowała u siebie, dodatkowo karmiąc smacznym obiadem.
Powrót pociągiem spokojny. Znalazłem miejsce w przedziale bagażowym, gdzie w towarzystwie młodzieży palącej jointy, oraz jednego skazanego udającego się na przepustkę spędziłem prawie 3 godziny w podróży do Torunia.
Pomimo pewnych niedogodności kolejowych czy też wynikających z chłodu, warto było!