Prognozy na ten dzień były fatalne i niestety sprawdziły się niemal w 100% procentach. Nie pomogło nawet to, że Polssonowi w nocy śnił się Tomasz Zubilewicz [no, żeby to chociaż była Dorota Gardias...]. Było zimno, tylko około 14 stopni. Co gorsza co chwilę padał deszcz, a wiatr o sile 6-8 m/s wiał nam idealnie w twarz. A my mieliśmy w planach za 3 dni być w Toruniu. Ciężka sprawa - ale jak się później okazało - udało nam się to nawet zrobić w 2 dni ;-)
Do Mikołajek jechało się jeszcze całkiem przyzwoicie. Wiało nieco lżej i nie padało. Niestety czym dalej w las tym gorzej. Zatrzymywaliśmy się co kilka kilometrów by przeczekać największe ulewy.
Ostatecznie rozbiliśmy się w jakimś nowoczesnym ośrodku w Pasymiu. Mieli tam solarium, kryty basen, halę sportową, korty tenisowe a ze sceny na plaży sączyła się przepiękna muzyka disco polo. Do pełni szczęścia brakowało tylko ciepłej wody pod prysznicem. Zimna kąpiel nie była szczytem marzeniem po tak ciężkim dniu...