W nocy nad Ustrzykami dwukrotnie przeszła potężna ulewa i burza. Padało już kilka dni i ziemia nie przyjmowała więcej wody. Powodowało to wielkie kałuże na terenie całego schroniska.
Rano deszcz nadal lekko siąpił, ale był już zdecydowanie słabszy. OD samych Ustrzyk Górnych do Lutowisk praktycznie cały czas w dół. Następnie był mały podjazd i długi zjazd do Czarnej.
Kierowaliśmy się na Ustrzyki Dolne, a po drodze zatrzymywaliśmy się przy kolejnych cerkiewkach. Co ciekawe, spotykaliśmy przy nich ciągle tych samych ludzi, którzy żartowali że samochód wcale nie jest szybszy od roweru :)
W Ustrzykach Dolnych odwiedziliśmy Biedronkę i ruszyliśmy w kierunku Gór Słonnych. Przez około 10 km. jechaliśmy niesamowicie podziurawioną drogą, która sprawiała wrażenie dawno zapomnianej. Po drodze napotkaliśmy na kilka szybów z wydobyciem gazu czy tam ropy ;-)
Oczekując aż dojedzie do nas Kasa poznaliśmy małego chłopca, który bawił się na ulicy latawcem. Jak tłumaczył jego rodzice są w pracy: ojciec wróci dopiero za rok, a matka za pół godziny. Polsson próbował nauczyć go obsługiwać latawiec, ale niezbyt mu to wychodziło.
Z niecierpliwością wyczekaliśmy dalszej drogi. Czekał nas bowiem bardzo stromy podjazd, a następnie zjazd w Ropience. Po mozolnej wspinaczce udało mi się pobić swój rekord prędkości. Wynosi on teraz 69,4 km/h!
Następnie czekały nas jeszcze dwa trudne podjazdy: Braniów i Arłamów. Ten drugi cechuje się charakterystycznym "siodłem" na szczycie, gdzie zjazd i podjazd mają nachylenie 14% na 100 metrach.