Już od samego początku zaczęły się drobne górki i pagóreczki. Nic w tym jednak dziwnego, w końcu wjeżdżaliśmy w okolicę Kielc. Wreszcie trzeba było się trochę napocić :) Także wiatr przestał być naszym sprzymierzeńcem, zmieniając kierunek na boczny.
Humory nam dopisywały, bo szło nam dużo lepiej niż się spodziewaliśmy. Był czwartkowy wieczór, do Rzeszowa mieliśmy tylko ok. 130 km, a musieliśmy tam być w sobotę po południu. Nie było więc już potrzeby się spieszyć.