Pierwotny plan zakladal opuszczenie Pragi w srodowy ranek i dojechanie wieczorem do przygranicznego Jablonne v Podjestedi, skad mielismy w czwartek dostac sie do Zgorzelca. Nie do konca wiadomo jak, ale we wtorek o 18 zdecydowalismy, ze wyjezdzamy tego samego dnia o 21. Pociag zas mielismy dorwac nastepnego dnia w Zgorzelcu. Przed wyjazdem przygotowalismy prowiant na droge. Starczyl on jednak ledwie na 70 km drogi.
Pakowanie szlo sprawnie i przed 21 cala ekipa byla gotowa. Jeszcze tylko pamiatkowe zdjecie i komu w droge temu czas.
Pierwsze 60km bylo bardzo dobre. Srednia predkosc byla wysoka, jechalo sie gladko i przyjemnie. Pozniej zaczely sie drobne schody. Najwiekszym problemem bylo to, ze okolice byly niesamowicie wyludnione. Dookola gorki, lasy i pusta krajowka. Zdarzaly sie stacje benzynowe, ale wszystkie byly zamkniete. Dopiero w Jestrebi udalo nam sie znalezc czynna i uzupelnic wode i jedzenie.
Z kazdym kilometrem bylo coraz ciezej. Fizycznie nie bylo problemow, ale coraz bardziej przeszkadzalo zmeczenie i sennosc. Pojawialy sie problemy z koncentracja. Prawdziwy kryzys dopadl mnie w gorach, ale zaciskajac zeby i przy pomocy Polssona udalo sie go pokonac. Pozniej tylko niesamowicie chlodny zjazd do Niemiec i poltoragodzinna drzemka w zaroslach.
Po przebudzeniu moje morale znacznie sie podnioslo. Odzyskalem wigor i sile do dalszej jazdy. Pol i Kasa za to wygladali na zmeczonych i z tego co mowili faktycznie tak bylo. Ja swoj kryzys mialem w gorach, wiec na dole czulem sie juz dobrze i pozostale 50 km pokonalem bez wiekszych trudnosci.
Do Zgorzelca dojechalismy okolo 11.30. Mala toaleta na stacji, obiad w McDonaldsie i o 14.55 wsiedlismy do pociagu do Wrocławia.
Pociagi jak to w Polsce - spoznione. Najpierw czekalismy przed Wrocławiem 25 minut, az pozwola nam wjechac na stacje. Przesiadkowy pociag do Poznania tez sie spoznil - zalediwe o 45 minut. Na szczescie w samym Poznaniu kolejny pociag na nas zaczekal i o godzinie 23.30 dojechalismy do Torunia.