Drugi dzień naszej wyprawy rozpoczął się o godzinie 7 rano. Spało się dobrze, acz krótko. Pakowanie, śniadanie, toaleta itd. zajeły nam blisko 2 godziny.
Skorzęcin opuściliśmy o 9. Pogoda zapowiadała się przyzwoicie, słonce niesmialo przebijalo sie przez chmury. Nic nie zapowiadało deszczowego dnia. Na wszelki wypadek więc posmarowałem się olejkiem do opalania...
Padać zaczęło po około 20 km, gdy minęliśmy Witkowo. Akurat zatrzymaliśmy się w sklepie, więc przeczekaliśmy 15 minutowy opad i ruszyliśmy w dalszą drogę. Deszcz znowu zaczął padać. Nie była to ulewa, ale cały czas coś z nieba leciało.
We Wrześni zatrzymaliśmy sie w barze mlecznym na deptaku. Nigdy nie zapomnę tamtejszej zupy pomidorowej. To wielkie, gęste cudo z makaronem kosztowało załedwie 1,68 zł!
Niebo się troche przejaśniło, żołądki zapełniły to i humory dopisywały. Niestety nie jechaliśmy przez Bardo, ale za to zobaczyliśmy Targową Górkę i Chociczę Małą, która była większa od Chociczy Wielkiej. Dobry humor skończył się w Środzie Wlkp gdzie padliśmy ofiarą potężnej nawałnicy. Postanowiliśmy na szybko zmienić plany i zarezerwować sobie nocleg w hotelu, tak ażeby móc się wysuszyć.
Po opuszczeniu Środy rozdzieliliśmy się. Ja z Polem pomknęliśmy krajówką do Śremu, Kasa zaś na chwilę się zatrzymał, by po chwili zadzwonić, że wybiera drogi lokalne. Pomimo tego, że wjechaliśmy na obwodnicę Śremu z której nie dało się zjechać, to i tak na miejscu byliśmy o godzinę szybciej. Przeznaczyliśmy ten czas na obiad w Restauracji "Sułtan".
Do mety zostało nam 30 km, niebo się wypogodziło, wyszło słońce... Żeby więc nie było tak radośnie to moje przerzutki postanowiły się troche pobuntowac. Ostatni odcinek musialem jechac halasujac niczym 20 letnie Wigry 3, starajac sie jak najrzadziej zmieniac biegi.
W Nowym Dębcu zameldowaliśmy się około 20.00. Konserwacja napędu, rozpakowanie, suszenie, mecz Urugwaj - Holandia - tak wyglądała reszta naszego dnia.