Tym razem na 29 calach. Pętla niby taka zwykła, ale nadspodziewanie ładnie było. Jedynie kurz wzniecany każdorazowo po przejeździe auta się nie podobał. Poza tym piątka z plusem.
Najpierw bardzo ładny szuter przez Otomino wzdłuż Raduni zakończony przy młynie w Żukowie. Żukowo - to miasteczko ma w sobie coś. Na pierwszy rzut oka wygląda strasznie: dwie przecinające się krajówki i wieczne korki. Jak się przyjrzeć bliżej, to można dostrzec ładne rzeki, piękne doliny i wzgórza. Świetne tereny do rekreacji. Dziś też po raz pierwszy przejechałem pod mostem kolejowym. W pakiecie był nawet pociąg.
Za Żukowem polną drogą skierowałem się do Małkowa. Tam trochę pokręciłem się szukając grobu ostatniego właściciela wsi, ale nie znalazłem. Stoi za to dwór, własność byłej posłanki a obecnie prezes Polskich Linii Oceanicznych i jak to bywa, jeżeli coś jest w rękach polityków, to kiepsko się to kończy. Tu się kiepsko skończyło dla budynków gospodarczych z XIX wieku, których już nie ma, ciekawe co zrobią z samym dworem.
Za Małkowem wycięto stare piękne drzewa na polnej drodze, pnie mają z metr średnicy. Piaskownica totalna, ciężko momentami jechać. W małym oczku wodnym koło Miszewa łabędzie budują gniazdo, załapałem się nawet na łabędzi śpiew. Kolejne kilometry to same szutry i jeszcze więcej kurzu. Na koniec zahaczyłem o ten sam mostek co wczoraj. Niech wreszcie zaczną się deszczowe dni...