Podobnie jak wczoraj odcinek Gdańsk - Smętowo pokonuję pociągiem. Na rower wsiadam o 14.30. Od początku daje się we znaki delikatny wiatr w ryj i przede wszystkim zerwane stosunki dyplomatyczne między moim tyłkiem a siodełkiem. Do Nowego to jeszcze pełen luz, bo na krajówce jest gładki asfalt. Potem jednak postanawiam zrealizować genialny plan zjechania na drogi lokalne - nie chce mi się znowu jechać krajówą bo nudno. Na dobry początek 15 km dziadowskiego asfaltu. Potem asfalty już były nieco lepsze, ale i tak musiałem robić to czego nie lubię, czyli częste postoje. Ponadto wszystkie zjazdy na stojąco i jakoś się doturlałem. Czas brutto 5 godzin 20 minut, biorąc pod uwagę cierpienia i trudności to w miarę przyzwoity. A siodełko chyba muszę znaleźć nowe.