Setka po dłuższej przerwie. Z okazji, że Elizium przyjechał w delegację do Włocławka to ustawiliśmy się na rower. Podjechał o 16 do Torunia, rower na dach i wywieźliśmy się na wschód. Start i meta w Czernikowie - wyszła wspólna pętla 73 km. 20 km przejechaliśmy za jasnego, potem już ciemnica. Do tego solidny wiatr w ryj aż do Golubia, a że tereny typowo rolnicze, bezleśne, to i pracy trochę było. Z Czernikowa do domu wracam krajówką. Niezły czas brutto - około 5 godzin.
Mimo, iż trochę znam tamte drogi z perspektywy auta (taki lajf, co zrobić), ba, mało iż studiowałem mapę i zaplanowaną wcześniej trasę - jak tylko zapadł zmrok zupełnie straciłem orientację. Ale jechało się miodzio. Nawet ten jeden długi podjazd pod wiatr jakoś dałem radę, choć ja, człowiek nizin z takimi wzniesieniami dawno nie miałem do czynienia. Żałuję, że nie dokręciłem trochę na tym zjeździe sfinansowanym z pieniędzy unijnych - miałbym życiówkę. W każdym razie było git :)